Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rushmore

Źródło: www.tumblr.com
   Kto raz pokocha Wesa Andersona, ten już nigdy nie będzie w stanie wyrwać się spod uroku jego filmów. To wyjątkowe, cudaczne historie, bajkowo-egzotyczny wprost klimat i rzucająca się w oczy kolorystyka sprawiają, że filmy Andersona są esencją tego, czego szukamy uciekając od codziennych szarości. Po seansie na długo jeszcze nie chcemy się rozstać z bohaterami jego obrazów. To przede wszystkim oni nas urzekają, kradną nasze serca i bawią do rozpuku.W Rushmore (1998) spotkamy się jednak z najbardziej irytującym, napuszonym i głupkowatym typem o jakim bylibyśmy w stanie pomyśleć. Kto jest po uszy zakochany w Andersonie, a zaczynał tak jak ja od zeszłorocznych Kochanków z Księżyca (2012), powinien teraz poznać się z Maxem Fisherem. Wrócić do korzeni i debiutów reżysera.

   Max Fisher (Jason Schwartzman) jest królem Rushmore. Co ja mówię właściwie... Królem nie tylko szkoły, ale i życia w ogóle. Gdyby za jego czasów Internet byłoby powszechny, najprawdopodobniej spamiętałby go całego i ruszył udowadniać światu swoje nadludzkie możliwości. W Rushmore prowadzi setki kół zainteresowań, każdemu dodatkowo przewodnicząc. To wręcz oczywiste. Jest irytujący, skupiony wyłącznie na swojej osobie i ciągłemu samodoskonaleniu, gburowaty, nudny i głupkowaty. W dodatku jest okrutnym kłamczuchem, wstydząc się, że jego ojciec jest jedynie fryzjerem. Nie ma przyjaciół. Ma zainteresowania. W żadnej dziedzinie jednak nie jest pionierem. Początkowo przeświadczony o tym, że pozjadał już wszystkie rozumy, wraz z przybyciem do szkoły nowej nauczycielki, pani Cross (Olivia Williams) odkrywa, że istnieje (jakimś cudem) jeszcze nie opanowana przez niego sfera. Miłość! Zakochuje się w nauczycielce po uszy i zaczyna o nią zaciekle walczyć. Z kim by jednak nie stoczył bitwy, Max nie chce pogodzić się z faktem, że Rosmary nie jest dla niego.

J. Schwartzman jako Max Fisher (www.3quarksdaily.com)
Rushmoore to 3 fabuła w karierze reżysera. Od początku jednak widać, że ponad wszystko ubóstwia współpracę z takimi aktorami jak Jason Schwartzman, Bill Murrey, czy Luke Wilson. Rushmore to odrobinę mniej dziwaczna i oderwana od rzeczywistości propozycja niż np. Genialny klan, czy wspomniani wcześniej Kochankowie z Księżyca. Główny bohater budzi w widzu mnóstwo skrajnych emocji - od absolutnego wkurzenia po szczere współczucie. Nie przeszkadza mu to oczywiście kłaść nas na łopatki swoimi zagrywkami, niezależnie od tego jakie mamy wobec niego uczucia. Jego zamiłowanie do liczonych w dziesiątkach kółek szkolnych dosłownie osłabia, lecz w dobrym znaczeniu tego słowa. Tematem przewodnim Rushmore jest dorastanie i radzenie sobie z otaczającą rzeczywistością, gdy ta przytłacza nas w najmniej spodziewanym momencie. To także opowieść o tym, że posiadanie pasji jest również pasją, którą należy w sobie z zamiłowaniem rozwijać. Film zarezerwowany definitywnie dla fanów Andersona, bo na jednym z portali lecą na niego istne gromy z nieba!

4 komentarze:

  1. Jest na liście do obejrzenia, jakoś nigdy nie mogę się za to zabrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest inny troszkę niż pozostałe filmy, ale mimo wszystko naprawdę warto go zobaczyć. Wszystko zależy od tego, kto ma jakie poczucie humoru :)

      Usuń
  2. Obejrzałam niedawno "Rushmore". Faktycznie jest tak, że kiedy obejrzy się jeden z filmów Andersona, to ciężko opuścić jego filmowy świat :)
    Sam film bardzo mi się podobał - nie raz się śmiałam z głównego bohatera, który próbował zmienić swoją rzeczywistość. Mimo, że był irytujący, wkurzający i przemądrzały, to go polubiłam. A pokazanie w jakich kołach zainteresowań bierze udział - rewelacja. I świetne były sceny przedstawień teatralnych - zwłaszcza to ostatnie, z nawiązaniem do "Czasu Apokalipsy".
    A pierwszy film Andersona, jaki widziałam to "Genialny klan" i włączyłam go po Twojej recenzji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedstawienie teatralne jest super, ale moim osobistym hitem jest tekst: "These are O.R. scrubs." na co Max: "Oh, are they?" Płakałam ze śmiechu :D

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...