Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Bert Stern. Prawdziwy Madman

    Oglądać dobre zdjęcia lubi chyba każdy. Najlepiej, gdy są  na nich gwiazdy. A jeszcze lepiej, gdy są to postaci starego kina. Wprost nie można oderwać oczu od tych, na których uśmiecha się Marilyn Monroe, albo z których wzorkiem świdruje Elizabeth Taylor. Zdjęcia utrwalają ulotne chwile dla przyszłych pokoleń. Aby były dobre, potrzeba mistrza w ich sprawnym uchwytywaniu. Jednym z nich niewątpliwie stał się Bert Stern, o którym jego życiowa partnerka Shannah Laumeister, nakręciła w 2011 roku dokument. W filmie Bert Stern. Prawdziwy Madman można odkryć dosyć ciekawą biografię człowieka, który o mały włos nie minął się ze swoim powołaniem. Najmocniejszą stroną obrazu są jednak prezentowane fotografie Sterna. Istna uczta dla oczu!

   Dokument Laumeister jest jedynym takim obrazem, w którym biografia słynnego fotografa zostaje zupełnie obnażona. Reżyserka stara się wydobyć ze Sterna szczegóły stawania się jednym z najdoskonalszych ludzi w swojej profesji. Pragnie udostępnić widzowi niemalże wszystkie fakty z życia bohatera. Stern opowiada więc o swojej pierwszej pracy dla The Look i przyjaźni ze Stanleyem Kubrickiem. Opisze, w jaki sposób wpadł na pomysł zdjęcia dla Smirnoff Vodka. Pozostali bohaterowie dokumentu zgodnie później potwierdzą, że od tej właśnie fotografii w Ameryce zaczęła się moda na ten trunek. Opowie o ostatniej sesji z Marilyn Monroe, o fotografowaniu Elizabeth Taylor i Richarda Burtona, Twiggy, Allegry Kent i wielu innych. Pochyli się nad najważniejszymi wydarzeniami swojego życia, które ukształtowały go jako człowieka i wepchnęły na taką drogę zawodową. Będzie dowcipnie i poważnie zarazem.

Elizabeth Taylor w obiektywie Berta Sterna
   Dokument Shannah Laumeister jest wart obejrzenia. Jest jedyną taką audiowizualną pamiątką po Sternie. Zbiera całość jego doświadczeń życiowych i zawodowych w sposób bardzo solidny i konsekwentny. I choć czasami widz może poczuć się odrobinę znużony opowiastkami fotografa, to jest w filmie jedna rzecz, która absolutnie wynagradza chwile kręcenia nosem. Najmocniejszą stroną Bert Stern. Prawdziwy Madman jest utrwalenie najpiękniejszych zdjęć fotografa. Są oryginalne, a niekiedy nawet pionierskie. Z postaci, które fotografował potrafił wydobyć niepowtarzalną głębię i piękno. Udało mu się uchwycić to, co najznakomitsze i najbardziej prawdziwe. Przede wszystkim z tego powodu warto zwrócić uwagę na ten dokument i przekonać się, że prawdziwy talent może ujawnić się w okolicznościach najmniej spodziewanych. Film wyświetlany był na wielu międzynarodowych festiwalach. We Wrocławiu gościł na tegorocznym Planete Doc Film Festival. 

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozmowy z innymi kobietami

    Film Rozmowy z innymi kobietami swoją premierę miał 7 lat temu. Do wczoraj absolutnie nie wiem jak mogłam bez niego żyć. Kto widział Zeszłej nocy (reż. Massy Tadjedin) i komu się ten obraz spodobał, po seansie z pewnością zrozumie co mam na myśli. Bo choć uważałam, że ten ostatni to perełka wśród obrazów kameralnych i uznałam go za jedyny w swoim rodzaju to jednak ustępuje miejsca Rozmowom z innymi kobietami. Jego reżyser Hans Canosa przedstawia piękną historię dwojga ludzi, którzy dostają od losu jeszcze jedną szansę na bycie razem. Kwestia sporna, czy można tę uznać za zmarnowaną.

    Akcja filmu rozgrywa się na przyjęciu weselnym państwa, których znają bohaterowie. Kobieta (Helena Bonham Carter), nieco sfrustrowana byciem awaryjną druhną, decyduje się trzymać jak najdalej od radosnego świętowania. Jej nastrój jest daleki od wyśmienitego. Przebyła długą drogę z Londynu i nie ma zamiaru udawać zadowolonej. Przyjechała w jednym celu. Byleby wszystko odbębnić i wracać - myśli. W domu czeka na nią kochający mąż i dzieci. Wie jednak, że tutaj na miejscu czeka na nią także inny mężczyzna. On (Aaron Eckhart) od początku się jej przygląda. W końcu podchodzi i zagaduje. Ciężko powiedzieć, czy siebie rozpoznają. Z kilku niechętnie wyrzuconych w swoją stronę słów wywiązuje się zobowiązująca rozmowa. Bohaterka rozpoznaje w mężczyźnie byłego męża i później przyznaje, że już od pierwszej chwili wiedziała, że skończą razem w hotelowym pokoju. Możliwe, że wcześniej tylko się zgrywała. Żeby pozbyć się wyrzutów sumienia, wspomnień i natrętnych myśli o upływającym czasie. Wtenczas spędzają kilka ulotnych chwil, które wypełni rozmowa. O tym co było, co jest, co będzie i mogłoby być. Bohaterowie przedstawiają skrajnie inne scenariusze.

    Jak zauważyła na swoim blogu O ruchomych obrazkach autorka, Rozmowy z innymi kobietami to znakomite kino dialogu. Rozmowy bohaterów prowokują do własnych przemyśleń i naniesienia szkicu fabuły na swoje życie. Nie bez powodu najprawdopodobniej reżyser pozostawił główne postaci bezimiennymi. Film przenosi ponadczasowe przesłanie o tym, że życie może podarować ludziom drugą szansę. Bohaterowie ją wykorzystują . I na tym jednomyślność się kończy.
    Nie łatwo jest oprzeć się porównaniu Rozmów... do Zeszłej nocy. Choć temat pozostaje ten sam to można powiedzieć śmiało, że ten pierwszy jest o wiele bardziej dojrzały. Zupełnie inna pozostaje treść fabuły, wiek bohaterów i ich doświadczenia. W Rozmowach... widzimy znakomitą kreację Heleny Bonham Carter, która jest w tym filmie... piękna. To miła odmiana po przerysowanych postaciach, z których znamy aktorkę. Znakomity jest też Aaron Eckhart. Aby oddać pełnię historii bohaterów, reżyser decyduje się na podzielenie obrazu. Widz ma okazję obserwować postaci dwóch perspektyw oraz przekonać się o wspomnieniach, których obrazy kołaczą się w głowach bohaterów. Jedni uznają to za irytujące i ciężkie do zniesienia, a drudzy pokiwają z zainteresowaniem głową. Kwestia gustu. Lecz jedno jest pewne. Od bohaterów nie można oderwać oczu, a swoimi dialogami konsekwentnie budują wokół  fabuły napięcie. Rozmowy... ogląda się bez zbędnych słów. I to milczenie tak już pozostaje, nawet gdy seans się kończy.

sobota, 4 sierpnia 2012

Kiedy Harry poznał Sally...

    Kiedy Harry poznał Sally nie zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Ani ona w nim. I chyba całe szczęście, bo dzięki temu widz może oglądać jedną z najwspanialszych komedii romantycznych w historii kina! W 1989 roku Rob Reiner nakręcił klasyk, po którego każdy powinien sięgnąć. Najlepiej ogląda się go właśnie po tylu latach. Dlaczego? Bo Kiedy Harry poznał Sally przypomina widzowi jak bezpretensjonalne, lekkie i zabawne może być kino, kiedy scenarzyści postawią na najprostszą z najprostszych historię miłosną. O przyjaźni, która przeradza się w coś więcej.

    Harry (Billy Crystal) poznaje Sally (Meg Ryan) w dniu przeprowadzki obojga do Nowego Jorku. Podróż ma trwać aż osiemnaście godzin, więc przemyślna dziewczyna od razu przedstawia Harry'emu swoje zasady.  Ten z kolei konsekwentnie stara się zrobić na niej wrażenie swoim obyciem i niezależnością. Sally pozostaje jednak obojętna na uroki Harry'ego, nawet gdy ten wspomina, że jest bardzo atrakcyjną dziewczyną. Po przyjeździe do Nowego Jorku ich drogi się rozchodzą, a oboje zgodnie później potwierdzą, że już od pierwszej chwili się nie znosili.

    Po upływie kilku lat przypadkiem na siebie natrafiają. Sally jest zdziwiona, że Harry za pierwszym razem jej nie poznaje. Zdąży się jednak nim zmęczyć i pożałować wcześniejszych myśli, kiedy okaże się, że lecą tym samym samolotem. Namolny Harry przysiada się do kobiety i towarzyszy jej aż do końca podróży. Ponownie się rozchodzą.
  
    6 lat później znów na siebie trafiają. Sally właśnie rozstała się z wieloletnim narzeczonym, a Harry szykuje się do rozwodu. Zagubiony i nieco sfrustrowany ostatnimi wydarzeniami mężczyzna zgadza się przyjaźnić z Sally. Odtąd będą nierozłączni - kochając się i nienawidząc jednocześnie. Oboje do końca będą wierzyć, że ich relacja nie ma szansy na przerodzenie się w coś głębszego. Do czasu. Wtedy znajomość znów zostanie zerwana. A co potem? Sylwestrowa noc i najprawdopodobniej jedno z najpiękniejszych i najbardziej pamiętnych wyznań miłosnych w historii kina!
 
   Kiedy Harry poznał Sally to film, na którego premierze ponad dwadzieścia lat temu reżyser powinien zaznaczyć, że zyskuje wraz z upływem czasu. Dzisiaj jest już niewiele obrazów tego gatunku, które przedstawią historię tak banalnie prostą i przez to zachwycającą. Nie ma tutaj skomplikowanej psychologii bohaterów, nadęcia fabuły, wymuszonych dialogów i nie do końca zrozumiałych żartów. W Kiedy Harry poznał Sally podziwiamy królową komedii romantycznych Meg Ryan, kiedy była u progu swojej kariery aktorskiej. Dzięki niej postać Sally jest przepiękna, świeża i niezwykle wzruszająca. Partnerujący jej Billy Crystal uczynił z Harrego bohatera, którego nie sposób jest zapomnieć. Oboje grają w sposób, jakiego w dzisiejszych komediach romantycznych, myślę już nie uraczymy. Są w filmie niemalże teatralni, jednocześnie nie tracąc na prawdziwości. Klasyka gatunku. Wzrusza i bawi.

środa, 1 sierpnia 2012

Young Adult

    Pierwsze randkowania, wagary, popularność, dziewczęce intrygi, dramaty mniejsze i większe. Acha! Jesteśmy w liceum. Jedni chcą o nim jak najprędzej zapomnieć i nigdy więcej nie przywoływać w pamięci setek upokorzeń z zamierzchłych czasów. Dla odmiany są też tacy, dla których ten rozdział życia to świętość. Każde wspomnienie pielęgnują z uwielbieniem, jak gdyby wciąż wierząc, że to właśnie tam spełnili się w stu procentach. Wszystko zależy jak zwykle - od punktu siedzenia. A Mavis Gary, bohaterka Young Adult Jasona Reitmana, siedziała wtedy bardzo wysoko. W 2011 r. miał swoją światową premierę film, którego w polskich kinach nie gościliśmy. Wielka szkoda, bo jest rewelacyjny.

    Główna bohaterka filmu to Mavis Gary (Charlize Theron). Ma 37 lat. W swoim życiu osiągnęła niewiele, choć oczywiście nie w swoim mniemaniu. Przeprowadzkę do wielkiego miasta z prowincjonalnej miejscowości potraktowała jako niezbędną terapię. Pozostawiła za sobą rodzinę, dotychczasowe życie i wszystkie wspomnienia, marząc o wielkiej karierze w Minneapolis. No, może nie wszystkie. Mavis ukochała sobie czasy liceum, w których była najpopularniejszą dziewczyną w szkole. To tam poznała swoją pierwszą i najprawdziwszą miłość. A przynajmniej tak jej się zdawało do czasu, gdy pewnego dnia otworzyła skrzynkę pocztową. Czekało tam na nią zaskakujące zaproszenie. Ukochanemu Mavis właśnie urodził się słodki bobas i radosny Buddy (Patrick Wilson) prosił byłą dziewczynę na tradycyjne przyjęcie.

    Nieco oszołomiona Mavis pokrętnie odczytuje zamiary byłego narzeczonego. W przeciągu kilku minut, uznając, że zna ukochanego jak własną kieszeń, stwierdza, że jest głęboko nieszczęśliwy. Zaproszenie jest wołaniem o pomoc, a ona musi na nie odpowiedzieć. Dać mu jeszcze jedną szansę, oswobodzić go z rodzicielskich obowiązków, wyrwać z małej mieściny i zabrać do Minneapolis. Tego przecież oboje pragną - czasów świetności, jak za liceum. Pośpiesznie konstruując szalony plan odzyskania Buddy'ego, Mavis nie wiele myśląc pakuje swoje rzeczy i wyjeżdża do Minnesoty.

   Po przyjeździe swoje kroki niezwłocznie kieruje do baru. Dobrze wie, że  tam zawsze będą na nią czekać całe zastępy smukłych i wysokich przyjaciółek na półkach. Parę łyków mocno alkoholowych trunków w mgnieniu oka rozwiąże wszystkie jej problemy. Przyzwyczajona do picia w samotności bohaterka, niechętnie więc odpowiada na zagajenia mało atrakcyjnego natręta. Po paru chwilach jednak mu ulega i rozpoznaje w nim znajomego z dawnych lat. Od tego czasu będą nierozłączni, a przypadkowo spotkany Matt (Patton Oswallt) będzie towarzyszył Mavis w większości szalonych eskapad, których celem będzie odzyskanie byłego ukochanego.

    Fabuła filmu brzmi dosyć banalnie. Widzieliśmy gdzieś już to przecież. Niemalże co pół roku polskie stacje telewizyjne serwują nam Dziewczynę z Alabamy. Całkiem niezła komedia z uroczą Reese Whiterspoon nie ma jednak nic wspólnego z filmem Reitmana. Nie będzie ani słodko, ani prosto. Young Adult to gorzka historia kobiety, która się nie spełniła. Swoją bohaterkę reżyser przedstawia z dwóch różnych perspektyw. Jej własnej, w której widzimy Mavis zrezygnowaną, znerwicowaną i zagubioną w alkoholowym nałogu. Zgorzkniała kobieta wciąż jednak marzy o szczęściu, choć doskonale wie i święcie wierzy w to, że w czasach licealnych była u progu swojej świetności. A to już nie powróci. Inną wizję bohaterki przedstawiają mieszkańcy miejscowości, do której Mavis wraca. Rodzice, były narzeczony, zazdrosne koleżanki i pozostali zainteresowani widzą w niej królową życia. Jej postać utożsamiają z sukcesem i nie wierzą, aby miała jakiekolwiek problemy. Tak naprawdę o pannie Gary można by pisać jeszcze wiele, ponieważ jej portret genialnie namalowała Charlize Theron i w Young Adult daje znakomity popis swoich aktorskich umiejętności. Cała fabuła filmu jest nieprawdopodobnie wyrazista, prawdziwa i bogata w ponadczasowe przesłania. Film znakomity zarówno w wątki komediowe, jak i dramatyczne. Jeszcze na długo po obejrzeniu pozostaje w pamięci.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...