Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

„Czasami zdarza mi się usłyszeć– „To takie nowohoryzontowe!”


mat.pras.

18 lipca po raz 13 rozpocznie się festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty. Odbywające się rokrocznie wydarzenie przyciąga do Wrocławia tysiące entuzjastów kina niezależnego i autorskiego. O czarnych koniach programu i pierwszych podsumowaniach na temat Kina Nowe Horyzonty na dwa miesiące przed jego pierwszymi urodzinami, opowiada dyrektor festiwalu Roman Gutek. Rozmawia MAGDALENA KRZANOWSKA

                                                            

Za miesiąc rozpoczyna się 13. edycja festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. Czy lipiec to zatem Pana ulubiony miesiąc w roku?

Otwarcie 12. T-Mobile NH/ fot. R. Placek
Mam inne ulubione miesiące, choć lipiec jest ważny ze względów zawodowych i o tyle fajny, że podsumowuje ten roczny rytm, który jest u nas [w Stowarzyszeniu Nowe Horyzonty – przyp. red.] od lipca do lipca. Jest to taki pik, gdzie nasze różne wysiłki i energia kumulują się. Festiwal to fantastyczne miejsce na którym możemy dzielić się z innymi tym, co jest nam bliskie i co lubimy. Jest to bardzo miłe, gdy sale kinowe wypełniają się po brzegi. Właśnie ta duża widownia, na niełatwych wcale filmach, mimo wakacji po prostu cieszy. Od początku chcieliśmy, aby ten festiwal miał swoją twarz i charakter. Miał być wyrazisty. Wydaje mi się, że przekonaliśmy sporą grupę osób, która po prostu wie, o co na wrocławskim festiwalu chodzi. Nie idziemy specjalnie na kompromisy, a pomimo tego przecież mamy wierną publiczność, która też cały czas się poszerza. Cieszy mnie fakt, że to, co wymyśliliśmy sobie 13 lat temu ciągle ma sens. Podczas festiwalu nie pokazujemy łatwych filmów. Często są to nawet bardzo radykalne tytuły, ale pomimo tego publiczność jest gotowa je oglądać. Niektórzy widzowie potrzebują takiego kina, choć mam świadomość, że stanowią oni elitę. Mamy w lipcu we Wrocławiu fantastycznie święto kina, na które przyjeżdża świadoma publiczność. Wszyscy uczestniczymy w celebrowaniu kina – twórcy i publiczność. Tworzy się niezwykła synergia. Od początku bardzo świadomie chcieliśmy pokazywać właśnie to trudniejsze kino i tworzyć wokół niego swoisty ruch. Chcieliśmy zapraszać twórców, wydawać książki i uzupełniać pokazy filmowe różnymi wydarzeniami- performance’ami, instalacjami, czy koncertami. Wydaje mi się, że trafiliśmy tym w odpowiednią niszę i potrzeby widzów.

Reakcji na jakie tegoroczne tytuły nie może się Pan doczekać najbardziej?

"Życie Adeli" A. Kechiche'a otworzy 13. T-Mobile Nowe Horyzonty
Na tegorocznym festiwalu pokażemy dwieście filmów. Imprezę otworzy nagrodzony kilka tygodni temu Złotą Palmą na festiwalu w Cannes najnowszy obraz Abdellatifa Kechiche'a „Życie Adeli. Rozdział 1 i 2”.  Opowiada on o wchodzącej w dorosłe życie paryskiej nastolatce: o szkole, seksualnej inicjacji, pierwszej wielkiej miłości, dramatycznym rozstaniu i życiowych wyborach. Oglądałem „Życie Adeli” kilka dni przed oficjalnym pokazem w małym gronie i byłem przekonany, że otrzyma jedno z głównych festiwalowych wyróżnień. Od pierwszych ujęć zafascynował mnie prostotą, naturalnością i świetną grą młodych aktorek. Wywołał u mnie bardzo silne emocje, choć reżyser unika taniego melodramatyzmu. Jest bezstronny, a swoim bohaterkom pozostawia wolność wyboru. 

Jestem bardzo ciekawy reakcji na filmy Hansa Jürgena Syberberga. Tworzy on kino osobne. Jego filmy to dzieła totalne. Z jednej strony jest zafascynowany twórczością Ryszarda Wagnera i jego geniuszem, z drugiej zaś nienawidzi go za propagowanie mitów germańskich, które dały podwalinami faszyzmowi. W Polsce jest w ogóle nieznany i ciekawi mnie jak widzowie zareagują na jego filmy- na brak linearnej narracji i wielość form wyrazu. Syberberg za każdym razem wciąga widza do dyskusji, nie chce, aby był bierny. Jego erudycyjne filmy są bardzo wieloznaczne.

Kadr z filmu "Wielki Błękit" w reż. Luca Bessona
Interesuje mnie też bardzo reakcja młodszej części widowni na filmy Leosa Caraxa, Jeana-Jacquesa Beneixa, czy Luca Bessona w sekcji Neobarok francuski. Reżyserzy Ci stworzyli w latach 80. nurt będący zupełnym zaprzeczeniem tego, co dotychczas powstawało we Francji. Nie były to filmy realistyczne, a absolutnie wykreowane. Dla mnie osobiście jest to także frajda, bo wracam po latach do filmów, które odkrywałem będąc młodym człowiekiem. Dzięki takim retrospektywom udaje mi się także sprawdzić, czy pewne filmy się starzeją. Jestem także ciekawy reakcji na najnowszy film szaleńczego Lava Diaza „North, the End of History”. To jest jeden z filmów prosto z Cannes. Nie mogę się poza tym doczekać reakcji na obrazy konkursowe. Promujemy filmy twórców, którzy dopiero zaczynają. Konkurs międzynarodowy to miejsce na pokazy filmów reżyserów, którzy mają odwagę iść swoją drogą i mają już własny charakter pisma. Tym różnimy się od innych festiwali.

W tegorocznym programie niezwykle kusi sekcja „Filmy o sztuce”, w której zostanie pokazanych 12 tytułów o sztukach wizualnych i performatywnych w muzyce oraz popkulturze. Czy nie zawsze czytelna sama przez się sztuka jest w proponowanych dokumentach zrozumiała?

Kadr z filmu "What is this film called love?" w reż. Marka Cousinsa
To filmy nie tylko o sztukach performatywnych. Są to pełnometrażowe dokumenty o sztuce i o zjawiskach, które się w niej pojawiają. Mogą one poza tym być o artystach, zarówno tych współczesnych, jak i klasycznych, a także na przykład o kinie czy cyrku. Dla nas, jako organizatorów festiwalu, ważne było, aby dokumenty nie były telewizyjnymi reportażami, a pojawiający się w nich ludzie „gadającymi głowami”. Pokazujemy obrazy ciekawe pod względem formy. Ważne jest, aby w tych filmach widać było charakter reżysera i jego osobisty stosunek do konkretnego dzieła przedstawianego w dokumencie.

Na wielkie wydarzenie zapowiada się projekcja filmu Gustava Deutscha „Shirley - wizje rzeczywistości”. Czy ten film to przede wszystkim niezwykłe wrażenia wizualne, czy także intrygująca fabuła?

"Shirley-wizje rzeczywistości" jako wydarzenie specjalne festiwalu
Deutsch ożywia na ekranie kilkanaście obrazów Edwarda Hoppera – wybitnego amerykańskiego artysty, tworzącego w pierwszej połowie XX wieku. Mieliśmy a propos tego filmu bardzo burzliwą dyskusję po zobaczeniu go na projekcji w Berlinie. Zastanawialiśmy się, czy jest to dokument, czy może fabuła. Zdecydowaliśmy pokazywać w ramach wydarzeń specjalnych, gdyż uznaliśmy, że jest to jednak fabuła. Deutsch wymyśla sobie bowiem tytułową Shirley - kobietę, która jest wspólna dla wszystkich obrazów Hoppera i czyni ją narratorką filmu.

Dlaczego dokumenty muzyczne, które zawsze cieszą się dosyć dużym zainteresowaniem widzów, przywędrowały w tym roku właśnie ze Szwajcarii?

Od dawna dostrzegałem, że w szwajcarskim dokumencie dużo się obecnie dzieje. Powstaje tam mnóstwo obrazów pełnometrażowych i w dodatku dzieje się kilka ciekawych festiwali kina dokumentalnego. Jako organizatorzy festiwalu byliśmy już od dawna też zainteresowani dokumentami muzycznymi. Mieliśmy do wyboru wiele tytułów i ze względu na ograniczona liczbę seansów, musieliśmy zrezygnować z wielu dobrych filmów.

Jeżeli chodzi zaś o Rosję to najchętniej zawsze pokazywanymi i oglądanymi o tym kraju filmami są dokumenty o tematyce społeczno-politycznej. Czy sekcja Nowe Kino Rosji ma na celu skierowanie uwagi widza na inne oblicze tego kraju?

Kadr z filmu "Wołga, Wołga" w reż. Grigorija Aleksandrowa
Trochę tak. Dzieje się tak z tego względu, iż na zagranicznych festiwalach prezentuje się zazwyczaj oficjalne kino rosyjskie. Są to filmy artystyczne, ale pochodzące jednak z głównego nurtu. Wiele z filmów, które pokażemy zostały zrobione za grosze, są wręcz amatorskie. Wszystkie są jednak bardzo krytyczne w stosunku do współczesnej Rosji i bezkompromisowe. Do ich twórców niełatwo dotrzeć i z pewnością to nie jest wszystko, co jest w tym nurcie do pokazania. Podstawowym założeniem przy tworzeniu tej sekcji była chęć pokazania prawdziwej Rosji. W wielu współczesnych filmach o tym kraju widać bowiem autocenzurę, która wynika z dofinansowania produkcji ze środków publicznych. Jestem bardzo ciekawy czy na podstawie tych filmów, będzie można zweryfikować nasze założenie.

Ciekawą propozycją jest także sekcja Neobarok francuski, czyli powrót do lat 80. XX wieku. Jej bohaterami są trzej francuscy reżyserowie, w tym znany szerszej publiczności Luc Besson. Jakich doznań estetycznych można spodziewać się po obejrzeniu filmów tej sekcji?

Kadr z filmu "Betty" w reż. Jeana-Jacquesa Beneixa
Był to okres kiedy kilku młodych twórców zaczęło robić kino kreacyjne, zupełnie różne od realistycznego kina francuskiego, do którego przywykliśmy. To był wówczas szok dla krytyków filmowych. Każdy z tej trójki reżyserów jest inny i tworzy bardzo osobne filmy, ale da się też znaleźć w ich dorobku wiele cech wspólnych. Realizowane w latach 80. XX wieku filmy Caraxa, Beneixa i Bessona określono mianem neobaroku francuskiego. Były to filmy o bardzo rozbuchanej formie, a barok właśnie z tymi cechami nam się przecież kojarzy – z przepychem, ozdobnością i nadmiarem. Te filmy właśnie takie są. Jednocześnie były one jednak mocno osadzone w zastanej rzeczywistości. Wtedy właśnie narodziła się kultura punkowa, słychać było pierwsze protesty przeciwko konsumpcjonizmowi, korporacjom i establishmentowi. Bohaterami tych filmów są totalni outsiderzy i samotnicy. Kojarzą mi się oni z bohaterami, których stworzył w latach 50. i na początku lat 60. Jean-Luc Godard. Twórcy neobaroku francuskiego nie uciekają jednak od współczesności, a wręcz ją wykorzystują. Mieli dar wyczuwania tego, co nowoczesne – wykorzystywali wideoklipy, kolor, szybkość, czy choćby technikę komiksową. „Księżyc w kałuży”, „Diva”, „Betty”, „Atlantis” czy „Subway” – być może nie widać w tych filmach wyraźnego podobieństwa, ale mam nadzieję, że się nie zestrzały. Wydaje mi się, że przetrwały próbę czasu. Ciekawi mnie przede wszystkim reakcja młodej widowni, która ma dzisiaj zupełnie inne doświadczenia niż ja, gdy po raz pierwszy widziałem te filmy.

Podczas festiwalu pokazana zostanie także retrospektywa jednego z najważniejszych eksperymentatorów w polskim kinie, Waleriana Borowczyka. Jak Pan sądzi – czy większą liczbę widzów przyciągną do kina jego animacje, czy artystyczne filmy erotyczne?

Kadr z filmu "Goto: Wyspa miłości" w reż. W. Borowczyka
Retrospektywa Borowczyka nie będzie przeglądem całości jego dorobku. Twórcy zdarzyły się mniej udane obrazy, których nie chcieliśmy pokazywać. Nie staraliśmy się tworzyć tej retrospektywy, aby wabić kogoś erotyzmem. Borowczyk był po prostu wielkim artystą, a jego filmy są bardzo rzadko pokazywane. Większość z widzów, gdy myśli o reżyserze jest w stanie wymienić jedynie „Dzieje grzechu”, a tak naprawdę tworzył surrealistyczne animacje, m.in. z Janem Lenicą. „Goto: wyspa miłości” jest pełnometrażowym filmem eksperymentalnym, stworzonym w bardzo kafkowskim niemalże w duchu. Borowczyk żył w czasach, w których inspiracja goniła inspirację. Twórczość Franza Kafki przeżywała renesans, a swoje najlepsze dramaty tworzyli wtedy Eugène Ionesco i Samuel Beckett. „Goto: wyspa miłości” jest w moim odczuciu dla sztuki filmowej tym, co dzieła tych twórców dla literatury. Nie studiowałem dokładnie życiorysu Borowczyka, dlatego nie jestem w stanie powiedzieć co skłoniło go do nakręcenia filmów erotycznych. Być może chodziło mu o prowokowanie i przekraczanie granic.

Inną ważną retrospektywą będzie przegląd filmów Hansa Jurgena Syberberga. Powstaje ona przy okazji 200 rocznicy urodzin Ryszarda Wagnera, którego twórczością reżyser bardzo się inspirował. Dlaczego pragnie Pan zapoznać widzów z dorobkiem Syberberga?

Kadr z filmu "Parsifal" w reż. Hansa Jurgena Syberberga
Festiwale, szczególnie takie jak nasz, powinny pokazywać filmy, które nie są powszechnie znane, a z różnych względów są godne prezentacji. Syberberg zdecydowanie wpisuje się w kanon szaleńców, którzy porywali się w kinie na rzeczy niemożliwe. Na stworzenie dzieła totalnego właściwie. Jego twórczość jest dyskusyjna, ale jednocześnie niezwykle fascynująca. Syberberg stara się stworzyć nowy rodzaj kina. To obrazy antynarracyjne. W swoich filmach miesza rozmaite elementy sztuki – teatr, kino, kukiełki, dokument, czy nawet slajdy. Jego bohaterowie wygłaszają tyrady, co nadaje fabule bardzo erudycyjny charakter. Syberberg zamieszcza w filmach mnóstwo cytatów, choćby w „Hitlerze - filmie z Niemiec”. Sięga zarówno po myśli współczesnych twórców, jak i klasyków greckich. Jego filmy starają się dotrzeć do istoty duszy niemieckiej, aby po prostu ją zrozumieć. Syberberga fascynuje Wagner, jego genialna twórczość. Z drugiej strony nienawidzi Wagnera za idealizowanie idei narodu wybranego. Syberberg zastanawia jak to możliwe, ze naród, który wydał wielu wybitnych muzyków, pisarzy i filozofów, mógł wydać także Adolfa Hitlera, który zanegował dotychczasowy dorobek kultury europejskiej.

Czy filmy z sekcji Cyberpunk-Nocne Szaleństwo zabiorą widza w szaloną podróż do lat 80. i 90., gdy na temat przyszłości, a obecnej teraźniejszości, fantazjowało się, że będzie niezwykle stechnologizowana?

Kadr z filmu "Welt am Draht" w reż. Reinera Wernera Fassbindera
Myślę, że tak. Te filmy to jednak nie tylko science fiction. To obrazy robione z przymrużeniem oka, które bawią się rozmaitymi formami i gatunkami filmowymi. Nocne szaleństwo jest okazją do wyluzowania się i odreagowania po wcześniejszych pokazach. Oferują odpoczynek od filmów depresyjnych, czarnych i mrocznych, które na festiwalu się przecież pojawiają. Oczywiście jednak nie wszystkie takie są! Nocne szaleństwo będzie ciekawym spojrzeniem na to jak 30, 40 lat temu myślano o przyszłości i w jaki sposób ją sobie wyobrażano. Być może ta sekcja sprowokuje też widzów do refleksji na temat tego dokąd doszliśmy i gdzie jesteśmy.

Na wrocławskim Rynku będzie można także obejrzeć odnowioną cyfrowo wersję niemego „Pana Tadeusza” w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego z 1927 roku.. Czy to ostatni dzwonek dla tych, którzy przegapili wcześniejsze pokazy filmu?

Pokaz specjalny "Pana Tadeusza" odbędzie się na wrocławskim Rynku
Wcześniej był tylko jeden pokaz tego filmu, z okazji uroczystego otwarcia kina Iluzjon w Warszawie w listopadzie ubiegłego roku. Były to równoczesne pokazy filmu w kilkunastu polskich miastach (m.in. w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu) oraz w Wilnie. „Pan Tadeusz” na wrocławskim rynku będzie kontynuacją naszej współpracy z Filmoteką Narodową. Film pojawia się we Wrocławiu nie bez powodu, ponieważ kopię obrazu, z której możemy obecnie korzystać odnaleziono właśnie tutaj, w 2005 roku. Do tego czasu zakładano, że ocalone przez Filmotekę 40 minut „Pana Tadeusza” jest jedynym materiałem, który się zachował. Okazało się jednak, że jest zupełnie inaczej i wielką niespodzianką było odnalezienie filmu we Wrocławiu na strychu. Nie jest to jednak wersja pełna. Ciągle brakuje około 20 minut filmu. Kopia była wręcz w opłakanym stanie, lecz Filmotece udało się ją odrestaurować. Niezwykłe jest to, że gdy Polacy uciekali po wojnie z Wilna komuś przyszło na myśl, aby oprócz rzeczy osobistych zabrać także ważącą niemal 30 kilogramów kopię filmu. Jest to godne podziwu. Nową ścieżkę dźwiękową do „Pana Tadeusza” skomponował Tadeusz Woźniak i to on właśnie wraz z zespołem wykona 25 lipca muzykę na żywo. Pokazy na rynku mają swój urok. Mam wrażenie, że cofamy się w czasie do okresu, kiedy filmy pokazywane były podczas jarmarków i innych ludycznych wydarzeń. Taka celebracja kina jest czymś niepowtarzalnym.

W sierpniu minie rok od uruchomienia Kina Nowe Horyzonty. Czy ma Pan wrażenie, że wpasowało się ono już w tutejszy klimat, czy jest nadal traktowane przez wrocławian jako coś cudacznego? W końcu żadne inne miasto w Polsce nie może poszczycić się kinem, które przy tak olbrzymich gabarytach nie jest multipleksem a uniwersalną przestrzenią kulturalną. 

Foyer Kina Nowe Horyzonty
Jesteśmy na samym początku. Jan Pelczar, dziennikarz radiowy, opowiadał mi ostatnio taką anegdotę związaną z kinem, gdy poprosił taksówkarza o zawiezienie go pod Kino Nowe Horyzonty. Kierowca z pełna powagą odpowiedział jednak, że tam już nie ma kina i właściwie nie wiadomo co jest w zamian. Obawiam się, że część ludzi tak to właśnie postrzega. To nie jest jednak kino dla każdej publiczności i takie było nasze założeniem. Z drugiej strony ze względu na wielkość kina i liczbę sal, nie da się też zrobić z tego radykalnego art house’u. Staramy się, aby to miejsce tętniło życiem. Zmieniliśmy wnętrze kina i rozjaśniliśmy je odrobinę. Pomysł na to miejsce zrodził się naszych, to jest mojej i Radka Drabika, dyrektora zarządzającego w Stowarzyszeniu Nowe Horyzonty, głowach. Wiedzieliśmy jak to powinno wyglądać. Inspirowaliśmy się różnymi przestrzeniami. Wrocławscy architekci- Dominika Buck i Paweł Buck z pracowni BUCK.ARCHITEKCI- stworzyli niezwykle ciekawy projekt. Mamy też dalsze plany w związku z tym miejscem. Chcielibyśmy odpowiednio wyposażyć największą salę kinową i zreorganizować ją tak, aby mogły się w niej odbywać koncerty. Zmieniamy to miejsce, choć to dopiero początki. Takiego przedsięwzięcia nie było wcześniej we Wrocławiu. Drastycznie zmieniliśmy repertuar kina, co poskutkowało od razu odpływem publiczności komercyjnej. Z drugiej jednak strony jestem dumny, że w ciągu ośmiu miesięcy Kino Nowe Horyzonty odwiedziło aż 260 tysięcy ludzi. Myślę, że potrzebujemy jeszcze co najmniej dwóch lat, aby faktycznie się rozkręcić.

Pragnie Pan przekonywać do Nowych Horyzontów tych, którzy na festiwalu jeszcze nie byli, czy skupia się Pan przede wszystkim na wiernych festiwalowiczach? 

12. edycja festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty
Będziemy dopieszczać stałych bywalców festiwalu. Od jesieni wprowadzimy specjalny abonament dla regularnych widzów kina i festiwalu. Chciałbym jednak przyciągnąć na festiwal także tych, którzy w tym wrocławskim świecie kina jeszcze nie uczestniczyli.
Czy po tylu edycjach festiwalu dostrzega Pan już silną społeczność „nowohoryzontowiczów”?

Tak i to nie tylko wrocławskich. Pierwszym miejscem, o którym od razu myślę w tym kontekście jest forum festiwalowe. Tam rozmowy prowadzone są na okrągło- przed rozpoczęciem festiwalu, w trakcie jego trwania i po zakończeniu. Ludzie, którzy się tam wypowiadają poznali się dzięki Nowym Horyzontom. Dzięki rozmowom z wrocławianami wiem, że ten festiwal ich połączył. Jest to mam wrażenie pewnego rodzaju doświadczenie generacyjne. Jest to społeczność zakręcona na punkcie specyficznego rodzaju kina- autorskiego i eksperymentalnego.

„To takie nowohoryzontowe” – zdarza się to panu już usłyszeć?

Oczywiście! Jest wiele takich sytuacji w kontekście rozmów o filmach. Do kin wchodzi właśnie film Todda Phillipsa „Kac Vegas 3”. W jednej ze scen, bohater filmu ma być właśnie wysłany przez swoją rodzinę do szpitala psychiatrycznego i oni zachwalają mu pewne miejsce o bardzo osobliwej nazwie „New Horizons”. Na ekranie przetłumaczono to oczywiście na „Nowe Horyzonty”. Przeczytawszy to, część publiczności kojarząca festiwal wybuchła śmiechem. Zdarza mi się słyszeć takie stwierdzenia, oczywiście. Zazwyczaj padają one w kontekście filmów, ale też nie zawsze. Czasem jest to też takie symboliczne mrugnięcie okiem.

Roman Gutek dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty. W 1985 roku stworzył Warszawski Festiwal Filmowy, którego był dyrektorem do 1992 r. W 1994 r. założył własną firmę dystrybucyjną Gutek Film, która wprowadziła do polskich kin ponad 400 filmów. Gospodarz warszawskiego kina Muranów i kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Entuzjasta kina niezależnego, autorskiego i eksperymentalnego. Admirator reżyserów, którzy decydują się iść w kinie nieprzetartymi szlakami.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...