Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Jack goes boating

 Jack goes boating to reżyserski debiut nagradzanego wielokrotnie Philipa Seymoure'a Hoffmana. Swoją premierę miał dwa lata temu i już wtedy konsekwentnie podzielił widzów na tych, którzy się nim zachwycili i na tych, którzy znudzili się do tego stopnia, że ziewając w kilka chwil zapełnili dwutlenkiem węgla salę kinową po brzegi. Można było także przejść obok niego całkowicie obojętnie, zwyczajnie nie rozumiejąc fabuły i jej bohaterów. Śmiało można chyba powiedzieć, że debiut Hoffmana można wrzucić do jednego worka z Drzewem życia Mallicka. Absolutnie nie ze względu na tematykę, abstrakcyjność, czy trudność w przyswojeniu. To jeden z tych filmów, który znajduje się gdzieś pomiędzy. Jedni polecą go, bo podejdą do obrazu subiektywnie i odnajdą w nim część siebie oraz ujmującą szczerość i prawdę. Drudzy natomiast zawtórują, że flaki z olejem. Do wyboru, do koloru, a więc tylko dla ryzykantów.
 Jack goes boating  opowiada historię niemiłosiernie szybko starzejącego się Jacka (Philip Seymour Hoffman), któremu daleko do bycia ideałem. Choć ekscentryczny i nietypowy, nadal jeszcze nie zrezygnował z poszukiwania miłości swojego życia, którą marzy oczarować swoją aparycją i elokwencją. Tym bardziej żmudne i desperackie stają się jego starania, gdy oddani przyjaciele aranżują mu randkę. Przytłoczony bagażem opowiadań i porad podekscytowanego małżeństwa (John Ortiz oraz Daphne Rubin-Vega) na temat miłości i związków zaczyna się poważnie denerwować. W końcu nadchodzi jednak wieczór romantycznego randez-vous. Już po paru chwilach okazuje się, że sympatyczny bohater na próżno się obawiał, ponieważ trafił swój na swego. 
  Connie (Amy Ryan) jest bowiem równie zwariowana i dziwna niczym jej blond partner. Oboje szybko znajdują wspólny język (niekoniecznie mówiony) i zaczynają snuć mniej oraz bardziej poważne plany na przyszłość. Postanawiają zaangażować wszystkie swoje siły w zbudowanie związku, nie wiedząc początkowo nic o dynamice miłości i relacji z drugą osobą. Tym bardziej pokrętne stają się ich starania, gdy wicie miłosnego gniazdka przerwie poważny problem. Bohaterowie nie tylko będą musieli przekonać się o tym jak trudne jest budowanie więzi i jak męcząca jest gonitwa za udanym związkiem. Będą musieli wspólnie przezwyciężyć obawy przed pozostaniem w relacji, której najbardziej solidnym fundamentem okażą się pozory. A taki obraz nawiedzać ich będzie tak często, jak spotykać się będą w domu pary, dzięki której się poznali.


 Choć dwuminutowy zwiastun filmu bardzo zachęca i wręcz kusi, aby po niego sięgnąć to nie należy spodziewać się wielkiego odkrycia sezonu. Hoffman wprowadza nas bowiem w fabułę nieco mało odkrywczą, ale za to jak spokojną i solidnie skonstruowaną. To film, przy którym się wzruszymy, zaśmiejemy, no i może ukradkiem przeciągle ziewniemy. Wywoła w nas ciepłe uczucia, ale nie na tyle, aby umieścić go na półce obok pozycji ulubionych. Jack goes boating znajduje się gdzieś pomiędzy, czyli jest z gatunku tych filmów, o których wprost mówi się, że "ni ziębi, ni grzeje". Ale moim zdaniem ma się na tej pozycji całkiem nieźle. Salwy śmiechu wywołuje scena kolacji, którą uroczy Jack przygotował dla swojej wybranki. Bezbłędna w swojej absurdalności!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...