Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

sobota, 23 marca 2013

Wesele


Źródło: www.filmweb.pl
  Polskie wesela nie mają sobie równych. Szczególnie wiejskie. Pomimo tego, że wszystko mamy dzisiaj już supernowoczesne to w maleńkich mieścinach tradycja celebrowania szczęścia młodej pary jest nieustannie taka sama. Wódka leje się litrami, i słusznie, bo przecież później trzeba wyjść na parkiet i brawurowo odtańczyć z piękną partnerką "Białego Misia". Gdy ten się kończy następuje wzruszający moment pojednania przy "Cudownych rodziców mam" i w tym momencie musimy pić i z zażenowania, i na zdrowie rodzicom pary. Ledwie to kończąc wodzirej całej imprezy prosi nas abyśmy "poszli teraz na jednego". Mamy więc i jednego, i sto parę późniejszych, których i tak rano nie będziemy pamiętać. No maraton! Odmawiać nie wypada. Poza tym kto by w ogóle o tym pomyślał?

   Wesele to zatem masa inspiracji, a udokumentowane na wideo imprezy można by oglądać w nieskończoność, gdyż zazwyczaj niewiele trzeba edytować, aby powstało coś na rodzaj "the best of". Wszystko jest tam the best. Tak też pomyślał Wojciech Smarzowski, którego "Wesele" (2004)  obejrzałam dopiero co. Nie spodziewałam się, że do tej pory przegapiłam aż tyle.

   Fabuła filmu skupia się wokół rodziny Wojnarów i wesela, które wydają dla swojej córki Kasi (Tamara Arciuch). Wiesław Wojnar (Marian Dziędziel) za wszelką cenę stara się dowieść biesiadnikom o swojej zamożności. Choć z niechęcią, rozdaje pieniądze na prawo i lewo, nie skąpiąc także i młodej parze, której ofiarowuje najnowszy model Audi. Z prezentu oczywiście najbardziej cieszy się pan młody (Bartłomiej Topa), dla którego całe wesele mogłoby od tej pory w ogóle się nie odbyć. Ojciec panny młodej nie podchodzi za to do kupna zbyt entuzjastycznie, wiedząc że nie uregulował jeszcze za samochód wszystkich rachunków. Krewny księdza domaga się bowiem od Wojnara kawałka ziemi, której właścicielem jest dziadek, Wincenty Wojnar (Wojciech Skibiński). Problem w tym, że przekorny starszy pan zmienił zdanie i nie chce niczego oddawać. Dalsza opowieść to istna kaskada absurdów.

T. Arciuch jako Kaśka Wojnar (www.filmweb.pl)
Zanim Wojciech Smarzowski nakręcił "Wesele", obejrzał setki filmów z polskich imprez. Z jednego z artykułów Newsweeka, dowiedziałam się, że w znacznej części ich autorem był brat Arkadiusza Jakubika, który na co dzień jest kamerzystą. Na jednym z nagrań można było prześledzić całą zabawę męskiej części biesiadników, którzy na czas palili, pili i robili pompki. Gdy jeden z mężczyzn zaniemógł, goście myśleli, że ma on już po prostu serdecznie dość alkoholu jak na ten jeden wieczór. Po chwili okazało się jednak, że mężczyzna umarł. Jedyną jednak rzeczą, która okazała się obchodzić gości było to, aby całe nagranie zmontować bez tego całego zamieszania.

   Oglądając "Wesele" ma się w pierwszej kolejności wrażenie, że te osobliwe widoki są nam dobrze znane z praktyki. Po chwili, gdy atmosfera filmu się zagęszcza, jesteśmy już prawie pewni tego, że takie sceny po prostu nie mogłyby mieć miejsca w normalnym życiu. I tak przez całą resztę filmu, na zmianę zmagamy się tymi wrażeniami. Od skrajności do skrajności. Smarzowski ani na chwilę nie daje widzowi odetchnąć, przedstawiając w "Weselu" serię wątków, które układają się później w logiczną całość. Logiczną i przerażającą. Konieczną do zobaczenia, bez dwóch zdań. Reżyser z premedytacją obnaża wszystkie wstydliwe zachowania i postawy Polaków. O nich wiemy, nierzadko w nich uczestniczymy, obserwujemy je, a jednak z bólem serca oglądamy, wiedząc, że jest to prawdziwa, niezwykle zawstydzająca satyra na Polskę i Polaków.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...