Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

niedziela, 9 września 2012

Frankie i Johnny

    "Frankie i Johnny byli zakochaną parą, a przynajmniej tak szła ta historia..." śpiewał wieki temu Sam Cooke. I choć piosenkowa miłość nie kończy się dobrze, a Frankie Johnnego zabija to jest jeszcze jej filmowa wersja. W niej losy zakochanych toczą się troszkę inaczej. Na całe szczęście! W 1991 roku Garry Marshall nakręcił przepiękny, lecz nieoczywisty romans. Frankie i Johnny jest obrazem, który wywołuje u współczesnego widza emocje, których skąpią nowoczesne produkcje.

    Frankie (Michelle Pfeiffer) pracuje jako kelnerka w jednej z nowojorskich knajpek. Do tej pory życie dało już dziewczynie nieźle popalić, więc do wszystkiego stara się podchodzić z rezerwą. Wydaje się być zadowolona ze swojej obecnej sytuacji, jednak w głębi serca marzy jeszcze o czerpaniu z życia garściami. Ale jak miałaby to zrobić skoro ono bezlitośnie formuje przeciwko niej swoje piąstki i nieźle boksuje? Frankie woli więc trzymać się na uboczu i obserwować. Pozwala rzeczom się dziać po prostu.

    Po spotkaniu Johnnego (Al Pacino) będzie musiała jednak zmienić swoją taktykę. Podstarzały, acz nad wyraz zadziorny Grek wyszedł właśnie z więzienia i został kucharzem restauracji, w której pracuje Frankie. Dziewczyna od razu wpada mu w oko. Johnny podejmuje więc pierwsze próby poskromienia złośnicy i jedna za drugą składa zakłopotanej Frankie propozycje randki. Choć bohaterka konsekwentnie odrzuca zaloty natręta to ostatecznie mu ulega. Zakochują się w sobie. Oczywiście niejednocześnie. Odczuwający niemiłosiernie upływający czas Johnny chce jak najszybciej sformalizować związek. Ona nie chce o tym słyszeć. A więc cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz.

    Historia więc stara jak świat, a jednak nieubłaganie chwyta za serce. Film Frankie i Johnny trzeba zobaczyć nie tylko ze względu na młodziutką i przepiękną Michelle Pfeiffer, czy legendarnego Ala Pacino. Według mnie należy na niego spojrzeć pod tym samym kątem, co na niedawno opisywany obraz Kiedy Harry poznał Sally. Jest to film, który już się nie powtórzy. Dziś wydaje się królować zupełnie inne aktorstwo. To, co kiedyś było urzekająco teatralne w grze zawodowców teraz jest wypierane przez realizm i autentyczność. Wrażenia duchowe schodzą na dalszy plan, a ich miejsce zajmują doznania estetyczne. To, co było kiedyś uznawane za znakomite dziś jest już właściwie dla niektórych tylko przeżytkiem. Dlatego warto wracać do takich filmów jak Frankie i Johnny. Aby posłuchać pięknej historii, wczuć się i nie móc oderwać od tytułu do końca życia.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...