Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

niedziela, 31 marca 2013

Wielkanocna Niedziela

   Dochodzi dopiero 15, a my już czujemy, że od zgromadzonych w brzuszkach śledzików, makaroników, żurków i babeczek nie będziemy mogli ruszać się co najmniej przez tydzień. Siedzimy więc w wygodnym fotelu przed telewizorem, licząc że doczekamy w końcu czegoś ciekawego, a przecież równie dobrze moglibyśmy wstać, wyjrzeć przez okno i tam zobaczyć dosłownie najlepszą komedię świata. Tytuł - "Wiosenna Śnieżyca". Ja się uśmiałam. Ale no skoro już nie możemy się ruszać...

Niedziela Wielkanocna (31 marca)

www.tv.wp.pl
1. TV 4 godz. 15. 20 - Płytki facet (reż. Peter i Bobby Farrelly, 2001)

  Sam tytuł już wskazuje, że to nie jest film o wyjątkowym polocie. Ja jednak kocham Gwyneth Paltrow gdziekolwiek by nie zagrała, zniosę nawet "Szkołę stewardes", więc i "Płytkiego faceta" uważam, że da się przeżyć. To film z rodzaju "taki tam - bzdurka, ale można obejrzeć".

Dla Hala Larsena (Jack Black) ideał kobiecego piękna sprowadza się do modelek z rozkładówek magazynów. Pewnego dnia wszystko się zmienia. Hal zostaje zahipnotyzowany przez telewizyjnego guru, który nakazuje mu lekceważyć wygląd zewnętrzny i dostrzegać w kobietach wewnętrzne piękno. Wkrótce Hal zakochuje się od pierwszego wejrzenia w Rosemary (Gwyneth Paltrow), otyłej ochotniczce z korpusu pokoju, w której jako jedyny widzi uosobienie kobiecości i wdzięku. Problem w tym, że czar po pewnym czasie pryska, a Hal staje oko w oko z potężną kobietą. www.tv.wp.pl

www.film.onet.pl
2. TVP Kultura godz. 18.00 - Spektakl teatralny Next-Ex

  Nie widziałam, ale z pewnością wielką szkodą byłoby przegapić!

Ojciec dorastającej jedynaczki systematycznie odtrąca kolejnych kandydatów na jej narzeczonego. Poddawani są testowi, którego żaden nie jest w stanie zdać. Stąd właśnie każdy starający się o rękę staje się szybko tytułowym Next-ex, czyli następnym byłym. To podsuwa córce pewien pomysł... www.rp.pl 

Występują m.in. Jan Englert i Anna Seniuk. 

www.tv.wp.pl
3. Polsat godz. 20.00 - Spider-Man III (reż. Sam Raimi, 2002)

  To można obejrzeć z nudów praktycznie zawsze, gdy leci w telewizji. 

Na Ziemi pojawia się pochodzący z kosmosu symbiont, któremu do życia potrzebna jest potężna dawka adrenaliny. W wyniku fuzji zmianie ulega strój Spider-Mana, ale także jego charakter. Od tej chwili superbohater staje się arogancki i zarozumiały. Wszystko to sprawia, że oprócz walki z największymi wrogami, Sandmanem i Venomem, czeka go trudny pojedynek z samym sobą. W życiu Petera pojawi się również kobieta, która wniesie sporo zamieszania w jego związek z Mary. www.tv.wp.pl


www.film.interia.pl
4. Canal + Film HD godz. 21.35 - Druhny (reż. Paul Feig, 2011)

  Nie widziałam, ale mówi się, że to dosyć zabawny film... Po amerykańsku. Tak czy inaczej - "Druhny" na własne ryzyko.  

To "Hangover" dla kobiet. Film opowiada o przedślubnych perypetiach druhen, które wybierają się do Las Vegas. opis dystrybutora filmu

5. TVN Siedem godz. 23.35 - Tristan i Izolda (reż. Kevin Reynolds, 2006)

www.tv.wp.pl
  Oglądałam ten film bardzo dawno temu i na lekcjach polskiego okazało się, że no nie do końca tak wyglądała faktyczna wersja miłości Tristana i Izoldy. Było mi wtedy podwójnie szkoda - że nie byłam sprytniejsza i że książka nie miała w sobie tej magii, co film.

Lord Marek (Rufus Sewell) pragnie zjednoczyć skłócone angielskie plemiona. Jeden z jego najwaleczniejszych rycerzy, Tristan (James Franco), zostaje ranny podczas potyczki i uznany za martwego. Jego ciało, umieszczone w łódce wypchniętej w morze, dociera do brzegów krainy rządzonej przez króla Celtów, Donnchadha. Tu znajduje je córka władcy, Izolda (Sophia Myles). Nie przyznając się, kim jest, dziewczyna leczy rannego rycerza i pomaga mu wrócić do domu. Tymczasem Donnchadh ogłasza, iż odda córkę najmężniejszemu z angielskich rycerzy. Tristan wygrywa turniej w imieniu władcy, Marka. Nagrodą jest Izolda. www.tv.wp.pl

sobota, 30 marca 2013

Wielka Sobota z pilotem w ręku (w ostateczności!)

   Telewizja oferuje nam w te Święta kilka bardzo ciekawych rzeczy. Wciąż jednak nie zapominajmy, że najpiękniej będzie, gdy wspólne chwile spędzimy nie przed telewizorem, a na spacerze, rozmowie przy wspólnym stole, czy nawet na grze w Chińczyka. Radość sama w sobie! W ten czas, filmy mają być tylko miłym dodatkiem, choć wiadomo - kiedy znajdziemy lepszy czas na nadrabianie zaległości?

Wielka Sobota (30 marca): 

www.tv.wp.pl
1. TVN Siedem godz. 19.30 - Gwiezdny pył (reż. Matthew Vaughn, 2007)

  Moim zdaniem najpiękniejsza współczesna baśń!

Tristan (Charlie Cox) mieszka w małej wiosce Mur. Zakochany w pięknej Victorii (Sienna Miller), obiecuje przynieść ukochanej gwiazdę, która na jego oczach spadła z nieba. Przedostaje się do Krainy Czarów, z której nie wrócił żaden śmiertelnik. W fantastycznym kraju zamieszkałym przez wróżki i elfy młodzieniec odnajduje Yvaine (Claire Danes), gwiazdę, która ma kobiecą postać. Okazuje się, że jest ona obiektem pożądania spragnionych władzy synów króla oraz złej czarownicy, Lamii (Michelle Pfeifer). www.tv.wp.pl

www.tv.wp.pl
2. TV 4 godz. 20.00 - Pani Doubtfire (reż. Chris Columbus, 1993)

  Choć znamy ten film już praktycznie na pamięć, wciąż będzie nas śmieszył tak samo jak za ostatnim, 56 razem.   

Daniel Hillard (Robin Williams) po czternastu latach małżeństwa zostaje porzucony przez żonę, Mirandę(Sally Field). Pomimo rozwodu usiłuje zachować jednak bliski kontakt z trójką dzieci, ale bez powodzenia. Decyzją sądu może widywać się z pociechami tylko raz w tygodniu. Wykorzystuje więc fakt, że była małżonka poszukuje gosposi, wciela się w postać pochodzącej ze Szkocji 60-letniej pani Doubtfire i oferuje Mirandzie swoje usługi. Zdobycie posady to początek batalii o odzyskanie rodziny.
www.tv.wp.pl

www.film.com
3. Canal + Film godz. 20.15 - O północy w Paryżu (reż. Woody Allen, 2011)

  Kto nie widział, absolutnie powinien. Allen porusza w filmie temat tak oczywisty i obecny w naszym życiu, że sami w końcu zaczynamy marzyć o czasach, w których żyłoby się nam o niebo lepiej.

Scenarzysta Gil Pender (Owen Wilson) wyjeżdża do Paryża wraz z narzeczoną Inez (Rachel McAdams) i jej rodzicami. Pewnego wieczoru pijany Pender gubi się w paryskich zaułkach. Nocna włóczęga w magiczny sposób zamienia się w podróż w czasie do lat 20. XX wieku. Scenarzysta poznaje sławy epoki, m.in. Francisa Scotta Fitzgeralda i jego żonę, Ernesta Hemingwaya, Salvadora Dali i Pabla Picassa. Gil, zafascynowany kochanką malarza, Adrianą, uważa, że znalazł inspirację do napisania powieści. Inez, zaniepokojona nocnymi wędrówkami narzeczonego, postanawia poznać prawdę. www.tv.wp.pl


www.tv.wp.pl
4.  TVN godz. 21.40 - Znów mam 17 lat (reż. Burr Steers, 2009)

  Nikt nigdy nie chce zabrać się za ten film, bo występuje w nim Zac Efron. Z ręką na sercu przyznaję, że kocham ten film i przekonuję do niego każdego, kto jeszcze do tej pory użera się z uprzedzeniami do niego. Jest lekki, zabawny (przede wszystkim dzięki postaci przyszywanego ojca głównego bohatera) i prosty w odbiorze! 

Mike O'Donnell (Matthew Perry) jest sfrustrowanym mężczyzną w średnim wieku. Jego małżeństwo przeżywa kryzys, nie potrafi on nawiązać kontaktu z dorastającymi dziećmi, a praca nie daje mu satysfakcji. Coraz częściej żałuje decyzji, którą podjął w ostatniej klasie liceum - zamiast kontynuować karierę sportową, postanowił na stałe związać się z dziewczyną. Pewnego dnia ratując życie tajemniczemu mężczyźnie, wpada do rzeki. Po wypadku okazuje się, że znów ma siedemnaście lat. Mike postanawia wrócić do szkoły i na nowo pokierować życiem.
www.tv.wp.pl

www.tvp.info
5. Canal + Film HD - W ciemności (Agnieszka Holland, 2012)

  Jeden z najnowszych filmów Agnieszki Holland, który zaraz po premierze został obsypany wieloma nagrodami w kraju i za granicą. Trudny tematycznie, lecz z pewnością wart zobaczenia.

Leopold Socha jest kanalarzem (Robert Więckiewicz). W trakcie likwidacji lwowskiego getta mężczyzna spotyka poszukującą schronienia grupę Żydów. Socha zgadza się pomóc im ukryć się w kanałach za 500 złotych dziennie. Od tej chwili dogląda uciekinierów, narażając na niebezpieczeństwo siebie, żonę i córkę. Ma świadomość, że w każdej chwili może wpaść w ręce Niemców lub Ukraińców. Z czasem pieniądze i kosztowności się kończą, a Żydzi nadal pozostają w potrzebie. www.tv.wp.pl

www.tv.wp.pl
6. TVP 2 godz. 22.10 - Patrol (reż. Andrew Davis, 2006)

  Pamiętam, ze byłam na tym filmie 100 lat temu w kinie. Nie pamiętam, czy mi się on podobał, bo poszłam na niego z przyjaciółką tylko dla tego, że w zwiastunie usłyszałyśmy piosenkę zespołu Kasabian. Nie przypominam sobie jednak żebym w trakcie seansu wyszła z kina, więc koniec końców wszystko musiało się dobrze skończyć, a ja byłam zadowolona. 

Ben Randall (Kevin Costner), szanowany ratownik straży przybrzeżnej, przeżywa wewnętrzny kryzys po nieudanej akcji, podczas której stracił część załogi. W poczuciu winy rozważa zakończenie służby. Zamiast tego przyjmuje jednak propozycję poprowadzenia szkoleń w prestiżowej jednostce ratownictwa. Wiedzę popartą ogromnym doświadczeniem przekazuje młodym adeptom zawodu, stosując przy tym dość niekonwencjonalne metody. Wśród jego uczniów na pierwszy plan wysuwa się zdolny, aczkolwiek niezwykle arogancki i zarozumiały Jake Fischer (Ashton Kutcher).
www.tv.wp.pl

Jutro propozycje na Wielkanocną Niedzielę!



wtorek, 26 marca 2013

Ogłoszenia drobne

      

Przesyłam z tego miejsca najserdeczniejsze pozdrowienia dla Magdy Nalewajskiej, mojej dawnej koleżanki z ławki i wiernej czytelniczki. Na Święta życzę dużo zdrowia i czasu spędzonego na radosnej celebracji.Wspaniałych wyników w nauce, także o EKG.


poniedziałek, 25 marca 2013

One too many mornings

Źródło: www.impawards.com
   Wydawało mi się, że już nigdy nie dotrę do One too many mornings (2010). Po tym jak zachwyciłam się najnowszym obrazem Michaela Mohana Save the date, obiecałam sobie, że historii o jednym poranku za dużo będę szukała do upadłego. W końcu mi się udało. Zachwycona zwiastunem, magicznie podekscytowana, szybko włączyłam wideo i... zaczęło się obrzydliwie. Wprost nie mogło gorzej. Poznałam się z Fisherem (Stephen Hale), który najwidoczniej po najwspanialszej nocy w życiu właśnie stawiał czoło jej ubocznym skutkom. Przebolałam to, co jego samego na pewno jeszcze bardziej bolało niż mnie i liczyłam na to, że dalej już będzie lepiej. I było. Na szczęście.

    Fisher wynajmuje jedno z pomieszczeń w zaprzyjaźnionym kościele i w zamian za to zajmuje się utrzymywaniem w nim porządku. Przy okazji trenuje także tamtejszą drużynę piłkarską, która nie ukrywajmy nie składa się z orłów. Zadowolony jednak z życia Fisher, czerpie z niego garściami, poświęcając tym zajęciom wszystkie swoje przedpołudnia. Wieczorami wychodzi natomiast na miasto i zamienia się w prawdziwego kocura, podrywając tak naprawdę każdą, która łatwo popadnie mu w ramiona. Solidnie zakrapiane imprezy kończą się przykrościami o poranku. Jednego z nich, Fishera odwiedza stary przyjaciel (Anthony Deptula). Ma na sumieniu pewien poważny problem z związku ze swoją miłością do Rudy (Tina Kapousis). Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że jego spowiednik sam nie znajduje się w lepszej sytuacji. Czy pomogą sobie nawzajem?

S. Hale jako Fisher (www.flickr.com)
    W internetowych recenzjach filmu czytamy, że to nietuzinkowa opowieść o przyjaźni i pijackiej rozpuście. I jedno, i drugie widziałam już w lepszym wydaniu. W One too many mornings dostrzegam jednak nieodparty urok, który powalił mnie na kolana już od pierwszych minut zwiastunu. Nie chodzi tutaj wyłącznie o czarno- białą kolorystykę i klimat, w którym jest utrzymany film. Tym, co przyciąga widzów przed ekrany jest obsada One too many mornings. Każdy pasuje tutaj wprost idealnie do swojej postaci, a grająca Rudy Tina Kapousis jest niemożliwie przeurocza. Film jest autentyczną i świeżą komedią sytuacyjną, w której historia każdej postaci z osobna, i w połączeniu z innymi jest zabawna, lecz w bardzo specyficzny sposób. Nie każdemu może ten film zatem odpowiadać i od pierwszych minut wyda się wtedy, że fabuła tak naprawdę zmierza donikąd. O One too many mornings mówi się zatem, że jest filmem wyjątkowo wydajnym i o płynnej fabule, a to połączenie zdarza się dość rzadko w przypadku młodych, niezależnych twórców, którzy za wszelką cenę pragnąc być oryginalnymi, psują swoją wymyślnością fabułę do granic możliwości. Mohan, w przeciwieństwie do nich, zrobił film składny, logiczny, zabawny i z morałem. Warto dać mu szansę i nie zrażać się pierwszymi minutach!

sobota, 23 marca 2013

Wesele


Źródło: www.filmweb.pl
  Polskie wesela nie mają sobie równych. Szczególnie wiejskie. Pomimo tego, że wszystko mamy dzisiaj już supernowoczesne to w maleńkich mieścinach tradycja celebrowania szczęścia młodej pary jest nieustannie taka sama. Wódka leje się litrami, i słusznie, bo przecież później trzeba wyjść na parkiet i brawurowo odtańczyć z piękną partnerką "Białego Misia". Gdy ten się kończy następuje wzruszający moment pojednania przy "Cudownych rodziców mam" i w tym momencie musimy pić i z zażenowania, i na zdrowie rodzicom pary. Ledwie to kończąc wodzirej całej imprezy prosi nas abyśmy "poszli teraz na jednego". Mamy więc i jednego, i sto parę późniejszych, których i tak rano nie będziemy pamiętać. No maraton! Odmawiać nie wypada. Poza tym kto by w ogóle o tym pomyślał?

   Wesele to zatem masa inspiracji, a udokumentowane na wideo imprezy można by oglądać w nieskończoność, gdyż zazwyczaj niewiele trzeba edytować, aby powstało coś na rodzaj "the best of". Wszystko jest tam the best. Tak też pomyślał Wojciech Smarzowski, którego "Wesele" (2004)  obejrzałam dopiero co. Nie spodziewałam się, że do tej pory przegapiłam aż tyle.

   Fabuła filmu skupia się wokół rodziny Wojnarów i wesela, które wydają dla swojej córki Kasi (Tamara Arciuch). Wiesław Wojnar (Marian Dziędziel) za wszelką cenę stara się dowieść biesiadnikom o swojej zamożności. Choć z niechęcią, rozdaje pieniądze na prawo i lewo, nie skąpiąc także i młodej parze, której ofiarowuje najnowszy model Audi. Z prezentu oczywiście najbardziej cieszy się pan młody (Bartłomiej Topa), dla którego całe wesele mogłoby od tej pory w ogóle się nie odbyć. Ojciec panny młodej nie podchodzi za to do kupna zbyt entuzjastycznie, wiedząc że nie uregulował jeszcze za samochód wszystkich rachunków. Krewny księdza domaga się bowiem od Wojnara kawałka ziemi, której właścicielem jest dziadek, Wincenty Wojnar (Wojciech Skibiński). Problem w tym, że przekorny starszy pan zmienił zdanie i nie chce niczego oddawać. Dalsza opowieść to istna kaskada absurdów.

T. Arciuch jako Kaśka Wojnar (www.filmweb.pl)
Zanim Wojciech Smarzowski nakręcił "Wesele", obejrzał setki filmów z polskich imprez. Z jednego z artykułów Newsweeka, dowiedziałam się, że w znacznej części ich autorem był brat Arkadiusza Jakubika, który na co dzień jest kamerzystą. Na jednym z nagrań można było prześledzić całą zabawę męskiej części biesiadników, którzy na czas palili, pili i robili pompki. Gdy jeden z mężczyzn zaniemógł, goście myśleli, że ma on już po prostu serdecznie dość alkoholu jak na ten jeden wieczór. Po chwili okazało się jednak, że mężczyzna umarł. Jedyną jednak rzeczą, która okazała się obchodzić gości było to, aby całe nagranie zmontować bez tego całego zamieszania.

   Oglądając "Wesele" ma się w pierwszej kolejności wrażenie, że te osobliwe widoki są nam dobrze znane z praktyki. Po chwili, gdy atmosfera filmu się zagęszcza, jesteśmy już prawie pewni tego, że takie sceny po prostu nie mogłyby mieć miejsca w normalnym życiu. I tak przez całą resztę filmu, na zmianę zmagamy się tymi wrażeniami. Od skrajności do skrajności. Smarzowski ani na chwilę nie daje widzowi odetchnąć, przedstawiając w "Weselu" serię wątków, które układają się później w logiczną całość. Logiczną i przerażającą. Konieczną do zobaczenia, bez dwóch zdań. Reżyser z premedytacją obnaża wszystkie wstydliwe zachowania i postawy Polaków. O nich wiemy, nierzadko w nich uczestniczymy, obserwujemy je, a jednak z bólem serca oglądamy, wiedząc, że jest to prawdziwa, niezwykle zawstydzająca satyra na Polskę i Polaków.

wtorek, 19 marca 2013

Candy

Źródło: www.advancedportfolio1143.blogspot.com
   Filmów o narkotykach z wielką miłością w tle jest niewątpliwie w bród. Reżyserowie skupiają się w nich na nie mogącym się skończyć uzależnieniu, często kończąc obraz uśmierceniem głównego bohatera lub nierealnym happy endem. Oglądając tak te filmy jesteśmy zazwyczaj przytłoczeni ciężarem tematu, jednocześnie chwilami chcąc spróbować tego wszystkiego we własnym życiu. To ostatnie uczucie pojawia się jedynie przez chwilę, gdy oglądamy film Candy Neila Armfielda (2006). Oprócz tego, że pod koniec nie będziemy dowierzać temu co dzieje się na ekranie, zastanowimy się także jak grający główną rolę w obrazie Heath Ledger jak na ironię losu mógł zginąć w realnym życiu właśnie przez przedawkowanie leków nasennych.

   

   Film Armfielda opowiada historię młodej, łobuzerskiej pary - Candy (Abbie Cornish) i Dana (Heath Ledger). Razem z nimi przechodzimy przez kolejne etapy ich wspólnego życia - niebo, ziemię i piekło. Oboje choć utalentowani i dość ambitni nie mogą poradzić sobie z uzależnieniem. Przeżywają zatem wzloty i upadki swojego związku, licząc na to, że kiedyś uda im się zerwać z nałogiem i zacząć normalne życie. Problem jednak w tym, że to, co mają w zupełności im przez większość czasu wystarcza. Niewiele jednak myśląc pobierają się i decydują się zbudować taką rodzinę, o jakiej mają byle jakie pojęcie. Nie wiedząc nic o prawdziwym życiu i obowiązkach, coraz bardziej popadają w nałóg. Po pewnym czasie przychodzi jednak pora na dziecko, stawiając bohaterów przed trudnym wyborem.

A. Cornish i H. Ledger (www.tumblr.com)
  
   Na fabułę Candy, na całe szczęście, nie składają się żadne powtarzalne do znudzenia w innych filmach elementy. Nie ma zbędnej ckliwości poszczególnych scen, nielogicznych zdrad i powrotów, czy w końcu wielkich wyznań miłosnych, z których i tak później nic nie wynika. Wszystko widać jak na dłoni. Od początku do końca wierzymy w wielkie uczucie bohaterów - równie szaleńcze i piękne, co autodestrukcyjne. Oczywiście nie oznacza to jednak, że rozumiemy ich postępowanie! Wręcz przeciwnie. Niejednokrotnie zapytamy siebie o to, czy tak właśnie ma wyglądać miłość, a konkretne działania bohaterów nie będą dla nas zawsze jak dla nich, wyrazem poświęcenia. Czytając jednak dostępne w Internecie recenzje natknęłam się też na zdania o zbytnim przeciąganiu się fabuły filmu, która nie mając jednoznacznej linii płynie w nieskończoność, przyprawiając widza o znużenie. Jeden z autorów pisze, że oglądając poszczególne części Candy ma się w końcu ochotę już dotrzeć do momentu, w którym bohaterowie albo zdecydują się na odwyk, albo umrą z przedawkowania. Cóż, ile ludzi, tyle zdań. Choć nie ukrywam, że to wspomniane uczucie w trakcie filmu nie było mi obce to jednak po dobrnięciu do końca uznałam, że wszystko, co dotąd się wydarzyło miało jednak sens.

   Niezwykle przekonująco wypadają w filmie odgrywający główne role Heath Ledger i Abbie Cornish. Po obejrzeniu Candy nie możemy wprost oprzeć się wrażeniu, że film nie miał znaczącego wpływu na tragiczną śmierć Ledgera. Decydując się na obejrzenie Candy nie możemy zakładać, że będzie tam ukazane piękno miłości. Przygotujmy się raczej na bardzo chmurny, głęboko psychologiczny i ciężki do zrozumienia seans.

wtorek, 12 marca 2013

Dzień Kobiet

www.jazzsoul.pl
   Dzień kobiet na Dzień Kobiet - najprzyjemniejsze zaskoczenie, jakie mnie tego dnia spotkało! Słynąca z kariery wokalnej Maria Sadowska zaplanowała premierę swojego reżyserskiego debiutu właśnie na 8 marca i skusiła widzów do kina ciekawą historią, która zainspirowana była prawdziwymi wydarzeniami. Choć przed zobaczeniem filmu miałam mnóstwo obaw, rozwiały się one w ciągu kilkunastu pierwszych minut, gdy na ekranie wparowała Katarzyna Kwiatkowska. Nie powiem tutaj jednak, że to western, jak trąbią plakaty. Nie porównam także bohaterki Dnia kobiet do "polskiej Erin Brokovich". To zupełnie bez sensu, bo to tylko zbędne i nie do końca zrozumiałe uproszczenia.
  
 "Ta historia wydarzyła się naprawdę - mówi w "Klubie Trójki" Maria Sadowska - W Polsce jedna kobieta zapoczątkowała serię procesów sądowych, pokazała, że jedna osoba może coś zmienić, dzięki niej prawo pracy zaczęło być przestrzegane."

   Dzień kobiet opowiada historię Haliny Radwan, pracownicy sieci handlowej Motylek. Kobieta właśnie dostała awans i jak to zwykle w Polsce bywa przysporzyła sobie tym samym paru wrogów. Od czasu, gdy zaczęła nową pracę wyraźnie zaczęło być widoczne, że jej koleżanki podzieliły się na obozy. Jedne stanęłyby za Haliną murem, a drugie przyczyniłyby się do strącenia jej ze stołka kierownika sklepu. Nie przejmując się tym jednak, kobieta sumiennie wypełnia obowiązki i darzy swojego przełożonego zaufaniem w kwestii przydzielania zadań. Choć kilkakrotnie przejdzie jej przez myśl, że dane działanie jest niekoleżeńskie, a nawet nieetyczne, nie odważy się postawić. Na domiar złego jeszcze się w draniu zakocha.

K. Kwiatkowska jako H. Radwan (www.wyborcza.pl)
   Do zmiany zdania na temat polityki firmy skłoni Halinę seria bardzo niefortunnych zdarzeń. Nie mogąc znieść już więcej ciężaru odpowiedzialności, druzgocących oskarżeń i wyrzutów sumienia, bohaterka postanawia iść z Motylkiem na wojnę. Problem jednak w tym, że otaczające z początku Halinę przyjaciółki, teraz nie chcą mieć z nią niczego wspólnego.

   Dzień Kobiet jest naprawdę dobrym filmem. Jest niezwykle emocjonalny. Patrząc na zmagania głównej bohaterki stawiamy przed sobą w pewnym momencie pytanie - jakim sposobem ona się jeszcze w ogóle trzyma? Pomimo tego, iż wiemy, że to jedynie filmowa fikcja, porównujemy problemy Haliny ze swoimi. W moim przypadku wypadło to naprawdę blado. Postaci Halinki wprost nie można nie polubić - jest niezwykle prawdziwa w swojej naiwności i nieporadności w kierowaniu zespołem pracowników. Choć doskonale wiemy, że medal ma zawsze dwie strony i Halina nie jest bez winy, żałujemy jej i współczujemy. Gorąco kibicujemy, aby to się wreszcie wszystko skończyło! Katarzyna Kwiatkowska wykonała zatem tytaniczną pracę i w wywiadach sama podkreśla, że wejście w tak dramatyczną rolę pozwoliło jej w końcu oderwać łatkę "naczelnej śmieszki polskiej". W filmie warto zwrócić także uwagę na bezbłędnego Eryka Lubosa w roli szefa Haliny. Jego życiowe creda wprost kładą na łopatki.

   Jako przeciętny widz, nie mam Dniu Kobiet absolutnie nic do zarzucenia, choć nagromadzenie Halinkowych problemów w pewnym momencie wydaje się wprost abstrakcyjne. Jak jednak zauważyłam, ma to i swoje dobre strony. Bynajmniej obraz nie kojarzy mi się jednak z westernem. I po raz któryś pomstuję, z jakiego powodu mówimy znów, że ktoś lub coś jest polskim odpowiednikiem czegoś amerykańskiego! Uproszczenia uproszeniami, a marketing marketingiem, oczywiście. Ja uważam jednak niezmiennie, że polsko-amerykańska skala filmowa nie istnieje. Jest to absolutnie nieporównywalne. Nie te progi, nie ta technika, gra, kompozycja - wszystko inne. Polskie naprawdę nie znaczy złe i potrafi się samo obronić.

czwartek, 7 marca 2013

Tajskie floating cinema, czyli Rocks Yao Noi Festival

www.trendland.com
   Od soboty pogoda w Polsce ma się podobno diametralnie zmienić i znów z szafy będziemy zmuszeni wyciągnąć kożuszki i kozaczki (choć wiadomo - te białe zawsze czekają grzecznie w korytarzu!). Niewielu z nas się to oczywiście podoba, więc dlaczego by tak nie uciec od tych wszystkich szarości i przyjrzeć się z bliska festiwalowi filmowemu w Tajlandii? Gwarantuję, że jest na co popatrzeć!

   W 2012 r. swoją pierwszą edycję miał Rocks Yao Noi Festival. Oczywiście jak każde takie wydarzenie miał swój autorski repertuar, warsztaty, prelekcje itd., ale to nie one najbardziej przyciągnęły kinomaniaków do Tajlandii. Organizatorzy festiwalu zaoferowali bowiem widzom nie lada gratkę w postaci oglądania filmów w naprawdę wyjątkowej scenerii. Ostatniej nocy trwania Yao Noi Festival, goście mieli okazję obejrzeć film ze świecącej tratwy na lagunie Nai Pi Lae w pobliżu tajskiej wyspy Kudu. Ekran filmowy umieszczono nieopodal ogromnych skał wyrastających z wnętrza laguny, a na specjalnej tratwie przed nim wybudowano jedyną w swoim rodzaju widownię. Pomysłodawcą takiej aranżacji był chiński architekt Ole Scheeren, który zainspirował się techniką podpatrzoną wśród lokalnych rybaków. Ci bowiem budowali na podobnej zasadzie swoje farmy homarów. Cała konstrukcja została stworzona przy użyciu surowców wtórnych, a po zakończeniu festiwalu została zdemontowana i przekazana wspólnocie Yao Noi.

www.buro-os.com
   Główną ideą, która przyświeca festiwalowi jest międzykulturowy dialog i promowanie porozumienia człowieka z jego naturalnym środowiskiem. Pierwszymi kuratorami tego projektu byli Tilda Swinton oraz tajski reżyser Apichatpong Weerasethakul, który w 2010 r. zdobył Złotą Palmę w Cannes za Wujek Boonmee, który potrafi przywoływać swoje poprzednie wcielenia. Niestety jak na razie nie mogłam doszukać się żadnych informacji na temat tegorocznej edycji, choć w 2012 r. bezwzględnie zapowiadano rokroczne wskrzeszanie projektu. Oby coś się z tego urodziło, choć patrząc na zdjęcia projekt zdaje się pochłaniać nie lada pieniądze. Nie można też oprzeć się wrażeniu, iż samo uczestniczenie w nim jest bardzo kosztowne. Tak czy inaczej, czyż nie miło jest się mu poprzyglądać?

Więcej informacji na temat festiwalu pod adresem: www.filmontherocksyaonoi.com

wtorek, 5 marca 2013

Nieulotne

Źródło: www.film.onet.pl
   Parę lat temu Jacek Borcuch zaskarbił sobie widzów filmem Wszystko, co kocham. Film zyskiwał dodatkowo na wartości, gdy zdecydowaliśmy się na obejrzenie go w starym, studyjnym kinie. Ja Wszystko, co kocham obejrzałam w gdańskim Neptunie i szczerze przyznaję, że jest to jedno z najpiękniejszych wspomnień, jakie ze sobą noszę. Tak czy inaczej, to właśnie dzięki Wszystko, co kocham szersza publiczność zapoznała się ze wchodzącymi gwiazdami polskiego kina- Mateuszem Kościukiewiczem i Jakubem Gierszałem. Z tym ostatnim, Borcuch zdecydował się współpracować ponownie, tym razem nad projektem Nieulotne. Do udziału w filmie zaprosił także młodziutką Magdę Berus, którą kilka miesięcy wcześniej widzowie mogli oglądać w Bejbi blues Katarzyny Rosłoniec. Z przykrością jednak należy stwierdzić, że Nieulotne, choć obfitujące w przepiękne ujęcia, a wyjątkowym klimatem estetycznym porażą niejednego wrażliwca, są absolutną stratą czasu.

   Oś fabularną filmu wyznaczają losy Kariny (Magda Berus) i Michała (Jakub Gierszał), dwojga studentów, którzy poznają się na wakacjach w Hiszpanii. Miłość kwitnie - jest szalona, namiętna, zmysłowa itd., ale widz ma przeczucie, że to musi się jednak szybko skończyć. Głównemu bohaterowi przytrafia się więc pechowa historia, którą nie prędko będzie mógł wymazać z pamięci. Aby się jednak uspokoić, chłopak wraca w rodzinne strony i decyduje się zaczekać tam na Karinę. Po powrocie zwierza się jej, lecz ona go odrzuca. Na głowie ma bowiem dość inny, zgoła poważny problem.


M. Berus i J. Gierszał (www.filmweb.pl)
   Nieulotne byłyby naprawdę przepiękne, gdyby nie przekombinowanie. Historia Kariny i Michała jest zbyt zagmatwana, niedokończona i nielogiczna. Główne postaci zbyt wiele czasu poświęcają rozmyślaniom, z których tak naprawdę nie wyniknie później nic konstruktywnego. Przynajmniej dla widza. Mając do dyspozycji tak idealnie pasujących do siebie głównych bohaterów, można by ułożyć historię miłosną tak przewidywalną, tak mało odkrywczą, a pomimo to wciąż porywającą widzów. Z udziałem Berus i Gierszała nie mogłoby się nie udać. Reżyser postanowił jednak brnąć w nieoczywiste, zapewne z nadzieją na stworzenie nieodtwórczej i zapadającej w pamięć historii kochanków. Niestety jednak większość widzów nie zrozumiała dobrze Borcucha, lub nie zrozumiała go w ogóle. Najjaśniejszym punktem jest drugoplanowa rola Joasi Kulig, która jest dla Nieulotnych jedynym  i absolutnym promyczkiem. Na ekranie pojawia się jednak bardzo rzadko. Nowa propozycja Borcucha powala natomiast na kolana pięknymi zdjęciami, za które Michał Englert został nagrodzony podczas zeszłorocznego Festiwalu Filmowego w Sundance. Dla przeciętnego widza, wiecznie i z własnej woli będącego pod urokiem Wszystko, co kocham  to jednak zbyt mało. Zaraz po wyjściu z kina wołamy wręcz o pomstę do nieba, z jakiego powodu taki film mógł się w ogóle przytrafić. Wielka, wielka, wieeeeelka szkoda.

sobota, 2 marca 2013

Podróże z FILM FORWARD

Źródło: www.sundance.org/filmforward/
   Przeglądając fanpage Sundance Film Festival na Facebooku trafiłam na bardzo ciekawą inicjatywę, którą chciałabym się podzielić.

   FILM FORWARD to powstały w 2011 r. międzynarodowy projekt filmowy, którego celem jest szerzenie porozumienia międzykulturowego, krzewienie współpracy międzypokoleniowej i uskutecznianie dialogu między różnymi narodowościami. Inicjatywa istnieje poprzez podróżowanie ekipy projektu po różnych miastach świata, gdzie pokazują oni różnego rodzaju filmy (krótko i pełnometrażowe), angażując miejscowych w warsztaty, dyskusje i prelekcje.

Film Forward w Kenii (www.sundance.org/filmforward/about/)
   Projekt powstał dzięki Sundance Institute, President’s Committee on the Arts and Humanities in partnership with the National Endowment for the Arts, the National Endowment for the Humanities oraz Institute of Museum and Library Services.

   Dlaczego właśnie film? Inicjatorzy FILM FORWARD zgodzili się, że jest to taka forma sztuki, która poprzez swoją unikalną, wizualną formę, jest w stanie opowiadać różnego rodzaju historie, nadawać im znaczenie i tym samym prowokować odbiorców do późniejszego dialogu. Co roku pomysłodawcy FILM FORWARD wybierają 8 ekip filmowych z Ameryki Północnej i zagranicy, i zachęcają ich do udania się w 4 miejsca na mapie USA i cztery poza granicami kraju. Filmowcy uczestniczą w projekcjach filmów, dyskusjach oraz warsztatach, a także prowadzą tzw. master class w różnych miejscach związanych z kulturą (muzea, uniwersytety, biblioteki, centra kultury, itd.). FILM FORWARD odwiedziło dotychczas m.in. Kenię, Maroko, Indie, oraz Francję. Całkiem fajnie byłoby gdyby zawitali też do Polski, prawda?

   W tym roku ekipa projektu zamierza odwiedzić: Waszyngton, Maine, Kalifornię,Puerto Rico, Kolumbię, Bośnię i Hercegowinę, Jordan oraz Chiny i Tajwan.

Więcej na temat projektu przeczytać można na stronie internetowej www.sundance.org/filmforward/
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...