Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

sobota, 16 lutego 2013

Sugar Man

Źródło: www.listal.com
    Nie słyszano o nim w Ameryce, ani Europie. Ani na chwilę nie rozbłysnął tam, gdzie powinno się kochać jego muzykę, płyty mogłyby schodzić wręcz na potęgę, a ludzie pragnęliby wystawać w gigantycznych kolejkach przed koncertem. Zasłynął za to w RPA, przede wszystkim za czasów walki z Apartheidem, gdyż w jego piosenkach odnaleziono słowa otuchy, mądrość i nadzieję na przezwyciężenie nieprzyjaznego systemu. Przed przeszło 40 lat nic o tym nie wiedział, żyjąc w przeświadczeniu, że jego płytę nabyto na świecie jedynie w 6 egzemplarzach. O niesamowitej historii człowieka, który mógłby stać się ikoną równą Dylanowi i zespołowi The Rolling Stones opowiada najnowszy dokument Malik'a Bendjelloul'a, Sugar Man. Główna rola przypada tutaj nietuzinkowemu artyście z Meksyku, Sixto Rodriguezowi, który po zatrważająco długim czasie w końcu staje się rozpoznawalny.

    Bendjelloul przedstawia widzowi zaskakującą, niesłychanie ciekawą i nieporównywalną z innymi historię, która wydaje się tak abstrakcyjna, że aż niemożliwa w realnym życiu. Po tym jak trafiłam na Rodrigueza przy okazji oglądania zwiastunu do filmu Candy (reż. Neil Armfield, 2006), z miejsca zakochałam się w takich utworach jak: Sugar Man, I wonder, czy Crucify your mind. Producent tak pięknego przecież Man on wire (2008) serwuje nam kolejny obraz, który wywołuje ciarki, niedowierzanie, nerwowe gestykulacje i absolutnie nie dające się utrzymać w ustach ochy i achy. Nie chcąc jednak przedstawiać treści dokumentu w tym miejscu kończę i apeluję, że Sugar Mana, jak i samego Rodrigueza przegapić po prostu nie można.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...