Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

środa, 24 kwietnia 2013

10 maja ruszy jubileuszowa edycja Planete + Doc Film Festival

   Już 10 maja w warszawskich kinach Iluzjon i Kinoteka wystartuje impreza Planete + Doc Film Festival. Prawie równolegle, bo 12 maja wydarzenie rozpocznie się również we Wrocławiu, w Dolnośląskim Centrum Filmowym. Poza tymi ośrodkami, w ramach "Weekendu z Festiwalem Planete + Doc" (17-19 maja) impreza zawita także do kilkudziesięciu kin studyjnych w 20 miastach innych polskich miastach. Pełną listę ośrodków, w których odbędą się pokazy można pobrać z oficjalnej strony festiwalu, szukając informacji w zakładce Inne miasta.


Już po raz 10. będziemy mogli oglądać najnowsze i najciekawsze filmy dokumentalne, które przykuły uwagę organizatorów. Festiwal potrwa w obu miastach do 19 maja. Widzowie będą mogli przebierać wśród 140 (w Warszawie) lub 50 (we Wrocławiu) propozycji dokumentalnych. Jest się czemu przyjrzeć!

Premiery festiwalu

 

Kadr z filmu "Sztuka znikania" w reżyserii Bartka Konopki, fot. Otter Films
Sztuka znikania w reżyserii Bartosza Konopki i Piotra Rosołowskiego, w której "twórcy patrzą na czasy PRL-u oczami haitańskiego szamana wudu, sprowadzonego do Polski przez Jerzego Grotowskiego; czarownik postanawia zmienić bieg historii i zdjąć zły urok z generała Jaruzelskiego, zamierzającego wprowadzić w Polsce stan wojenny".

Abu Haraz w reżyserii Macieja Drygasa, "w którym portretuje losy mieszkańców małej miejscowości w Sudanie Północnym, przesiedlonych przymusowo wskutek budowy tamy na Nilu."

Aleksander w reżyserii Anki i Wilhema Sasnali, który jest "ciepłym portretem mieszkańca pewnej wsi, w reżyserii twórców wielokrotnie nagradzanego „Z daleka widok jest piękny".

Czarna skrzynka w reżyserii Krzysztofa Kowalskiego, w której opowiedziana zostanie historia życia słynnego polskiego fotografa Tomasza Tomaszewskiego.

Mundial. Gra o wszystko w reżyserii Michała Bielawskiego, w którym prześledzimy historię ostatniego polskiego sukcesu na Mundialu, w 1982 roku.

Joanna w reżyserii Anety Kopacz, "film o Joannie Sałydze, zmarłej w 2012 roku na raka autorce popularnego bloga Chustka".

Kisieland w reżyserii Karola Radziszewskiego, którym stanie się zapisem spotkania twórcy filmu z Ryszardem Kisielem, twórcy „Filo” – pierwszego gejowskiego zine’u w Europe Środkowej.

Ponadto w programie pojawi się także kilkanaście innych polskich propozycji filmowych, w tym nagradzany podczas tegorocznego festiwalu w Sundance Gwizdek w reżyserii Grzegorza Zaricznego.

Dokumenty zagraniczne


Członkinie Pussy Riot/ AFP
Wśród zagranicznych propozycji warto będzie zwrócić uwagę na film Joshuy Oppenheimera Scena zbrodni, w którym reżyser nakłania indonezyjskich zbrodniarzy, aby w odegrali przed kamerą wydarzenia, które miały miejsce 50 lat temu. Kolejnym ważnym filmem może stać się dokument Mike'a Lernera i Maksyma Pozdorowkina Pussy Riot. Modlitwa punka, w którym będziemy mieli szansę przyjrzeć się bliżej historii najsłynniejszych więźniarek Putinowskiej Rosji. Warto będzie zwrócić także uwagę na film Strażnicy w reżyserii Drora Moreha. Wtedy to nasza uwaga skieruje się w kierunku sześciu byłych szefów Mossadu, którzy w niezwykle szczery sposób opowiedzą o izraelskiej wojnie z terroryzmem. Podczas festiwalu będziemy mogli także dać szansę aktorce Isabelli Rossellini, która wyreżyserowała dokument Green Porno. Społecznie zaangażowanym widzom organizatorzy festiwalu polecają natomiast obraz GMO. Wszyscy jesteśmy królikami doświadczalnymi w reżyserii Jeana-Paula Jauda. Fanom i wielbicielom kunsztu Christiana Louboutina rekomenduje się ponadto film Ogień 3D, który stanowi zapis kultowego spektaklu kabaretu Crazy Horse w Paryżu, przy którym znany projektant miał szansę współpracować.

 

Goście

 

Peter Mettler/ straight.com
"Jednym z najważniejszych wydarzeń festiwalu PLANETE+ DOC będzie wizyta Petera Mettlera – twórcy filmowych esejów dokumentalnych, artysty audiowizualnego i fotografa. 13 maja w warszawskim Teatrze Studio Peter Mettler spotka się na scenie z Fredem Frithem, światowej sławy jazzowym eksperymentatorem, jednym z najbardziej oryginalnych twórców muzyki gitarowej, aby stworzyć niepowtarzalne audiowizualne show." Z postacią wybitnego artysty związane będą także, m.in. wystawa jego fotografii w outdoorowej galerii AMS przy PKiN w Warszawie, czy masterclass z udziałem Mettlera w warszawskiej Kinotece.

Oprócz Petera Mettlera na Planete + Doc zostali także zaproszeni Siergiej Łoźnica (Szczęście ty moje i We mgle) i Jean-François Clervoy – francuski astronauta, który brał dwukrotnie udział w misji promu kosmicznego Atlantis.

Wydarzenia towarszyszące

 

Podczas trwania festiwalu będzie można uczestniczyć w wielu ciekawych i inspirujących warszatach, masterclassach, debatach i wykładach.

14 maja, warszawska Kinoteka - masterclass Siergieja Łoźnicy i Petera Mettlera. Lista chętnych do uczestniczenia w tym wydarzeniu jest już zamknięta.

Warsztaty dla młodych krytyków filmu dokumentalnego, które poprowadzi Tue Steen Muller, duński krytyk filmowy.

16 maja (wrocławskie DCF) oraz 19 maja (warszawska Kinoteka) - warsztaty filmowe Canon  EOS Tomasza Wolskiego i Jacka Szymczaka. Zgłoszenia należy nadsyłać do 30 kwietnia na adres
masterclass@planetedocff.pl.

18 i 19 maja, warszawskie Kino Iluzjon - wykład o historii polskiego kina dokumentalnego, który poprowadzą Maria i Marek Hendrykowscy.

Ekofilmy, czyli top propozycja festiwalu według bloga Podglądania

 

Kadr z filmu Łowcy owoców/ mat.pras.
Planete + Doc od lat promuje ekologiczny styl życia, pokazując w ramach imprezy filmy o tematyce środowiskowej. Wśród tegorocznych propozycji wprost nie można będzie przegapić filmu Małże i miłość (reż. Willemiek Kluijfhout), w którym ukazany jest proces obchodzenia się z tymi stworzeniami zanim trafią na nasze talerze. Fantastycznie zapowiada się także film Łowcy owoców (reż. Yung Chang), w którym dokumentuje się wyprawy niestrudzonych śmiałków, którzy poszukują najrzadszych gatunków owoców po całym świecie. Zniechęconym nieustannym pędem życia widzom z pewnością spodoba się także dokument Historia ruchu Slow Food (reż. Stefano Sardo). Zbulwersować może natomiast historia matki, która wyznając witarianizm, szkodzi tym samym prawidłowemu rozwojowi fizycznemu swojego syna. Tę opowieść będzie można prześledzić przy okazji filmu Na surowo w reżyserii Anneloek Sollart.

Scena muzyczna

Podczas tegorocznej edycji festiwalu wystąpi zespół Efterklang   (17 maja, Cafe Kulturalna w Warszawie; 18 maja, Niskie Łąki we Wrocławiu), eksperymentator jazzowy Fred Frith (13 maja, Teatr Studio w Warszawie), Mokhtar Gania z towarzyszeniem polskiego zespołu w składzie Paweł Szpura i Wacław Zimpel (12 maja, klub Pardon, To Tu w Warszawie), haitańska raperka Val Jeanty
(17 maja, Cafe Kulturalna w Warszawie; 18 maja, Niskie Łąki we Wrocławiu) oraz trip hopowy zespół Sofa Surfers (9 maja, warszawskie Kino Iluzjon).

Festiwal dokumentu na Iplex.pl

 

iplex.pl
Jak co roku, festiwal PLANETE+ DOC będzie miał również swoją internetową edycję. W jej ramach w internetowym kinie Iplex.pl widzowie będą mogli zobaczyć za darmo wybrane filmy prezentowane na festiwalu w poprzednich latach.

Konkurs na recenzję 

 

Podobnie jak w poprzednich edycjach festiwalu, wszyscy młodzi adepci dziennikarstwa filmowego - amatorzy i profesjonaliści- będą mogli wziąć udział w konkursie na najlepszą recenzję któregoś z pokazywanych w ramach imprezy filmów. Więcej informacji na stronie Planete + Doc, w zakładce Konkursy/Konkurs na recenzję.

Ufff! Mnóstwo atrakcji. A to i tak nie wszystko! Aby przyjrzeć się dokładnemu programowi 10. edycji festiwalu Planete + Doc, należy wejść na oficjalną stronę internetową imprezy - http://planetedocff.pl/- i tam spokojnie zastanowić się nad tym w jakich wydarzeniach chcemy uczestniczyć.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Ile waży koń trojański?

Źródło: www.fdb.pl
   Coraz częściej zaczynamy spoglądać na czasy PRL-u z sentymentem. Głośno wzdychamy "a kiedyś to..." i nakręcamy się zaraz jak katarynki, że były takie cukierki, takie zabawki, takie programy i takie postaci. Mówimy - "Teraz to już tego nie ma" - i faktycznie nie bardzo mijamy się z prawdą. Historycy nie podzielając tego powszechnego entuzjazmu, zgodnie twierdzą, że nadmierne idealizowanie tego okresu jest zgubne i niebezpieczne. Trudno także im nie przyznać racji. Co jednak zrobić, gdy rozpaczliwie staramy się uratować dziecięce wspomnienia i chcemy rozpływać się nad zdjęciami z wakacji, które zorganizowane były przez Fundusz Wczasów Pracowniczych?

   O tamtych czasach we wspaniały sposób mogą przypominać nam filmy. W jednym z wywiadów nawet dziennikarz Marcin Meller przyznał, że organizuje z przyjaciółmi wieczorki filmowe, podczas których oglądają PRL-owskie perełki. Gdy jednak przebrniemy przez całą złotą kolekcję polskich filmów tamtego czasu, nie zaszkodzi też przyjrzeć się i nieco bardziej współczesnej propozycji. Nigdy nie miałam specjalnej ochoty na oglądanie filmu Ile waży koń trojański? w reżyserii Juliusza Machulskiego. Przymuszona jak gdyby świątecznymi okolicznościami, usiadłam jednego wieczoru przed telewizorem i dałam mu szansę. Nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się tego, że Machulski wyreżyseruje obraz tak sentymentalny, wariacki i rozczulający, że stanie się on jednym z moich ulubionych po wsze czasy!

   Zosia (Ilona Ostrowska), Kuba (Maciej Marczewski) i ich córka Florka (Sylwia Dziorek) czekają właśnie na nadejście milenium. Nerwowa atmosfera związana z setkami przepowiedni o wkraczaniu w nowy wiek udziela się także i rodzinie Radeckich. Zosia nie wierzy jednak w bujdy i nie ma specjalnej ochoty na świętowanie. Los i magia Sylwestrowej nocy sprawiają jednak bohaterce nie lada psikusa. Zosia przenosi się w czasie i trafia w okres PRL-u, gdzie największym wyzwaniem stanie się dla niej odnalezienie obecnej rodziny.

R. Więckiewicz jako Darek, były mąż Zosi (www.filmweb.pl)
   Ile waży koń trojański? to film dla wrażliwców. To najzabawniejsza polska komedia sytuacyjna z jaką udało mi się dotychczas spotkać. Być może dlatego, że w fabule filmu wyczuć można odrobinę amerykańskości. Postać Darka, w którego wcielił się Robert Więckiewicz, po seansie zapada tak głęboko w pamięć, że nie pozostaje nic innego jak cytować go przy każdej nadarzającej się okazji. Film, choć odrobinę nielogiczny, jest urzekający i nietuzinkowy. To niewątpliwie dobra komedia z pomysłem, o jaką ostatnimi czasy u nas ciężko. Jest słodyczą, którą z początku chwytając mamy obawy zjeść, lecz w efekcie okazuje się, że nie mogliśmy dokonać lepszego wyboru. Bawi, wzrusza i w żadnym wypadku nie stanie się zbędnym marnowaniem czasu.

Ile waży koń trojański?
Polska, 2008, 118'
reż. i scen. Juliusz Machulski, zdj. Witold Adamek, muz. Jacek Królik, prod. Studio Filmowe Zebra, dystr. Monolith Films, wyst. Ilona Ostrowska, Robert Więckiewicz, Maciej Marczewski, Danuta Szaflarska, Maja Ostaszewska. 

Najlepsza drugoplanowa rola męska Robert Więckiewicz / Orły 2009
Najlepsza drugoplanowa rola kobieca Danuta Szaflarska / Orły 2009

wtorek, 16 kwietnia 2013

Kwartet

Źródło: www.kinomuza.pl
   "Starość może być piękna!", "Starzej się z godnością!", "Nie zmarnuj czasu, który ci pozostał!", "Czerp z życia garściami!"- te i inne hasła słyszymy mimochodem co raz częściej. Pojawiają się na szyldach reklamowych, w ofercie specjalnych hoteli i pensjonatów, w gabinetach kosmetycznych, u fryzjera, w spożywczaku, na basenie i solarium. Powie nam to nawet ksiądz po kolędzie. Ba, wróżka! Zwłaszcza wróżka. Ona to już nam powie wszystko. Dzisiaj choć głośno mówi się o kulcie młodości, a dopiero niedawno na okładce Vogue'a pojawiła się pierwsza seniorka show-biznesu Tina Turner, to współczesne społeczeństwa przestały ignorować problem starości. Nasi dziadkowie coraz częściej zamiast laski pojawiają się na ulicach z kijkami do nord walkingu, a babcie zaklepują kolejkę nie do konfesjonału, a do specjalisty do botoksu. Niektórzy z nas zdają się z radością ignorować upływający czas, skupiając się na tym, co tu i teraz. Eksplozję fascynacji jesienią wieku podchwycili także filmowcy. Do tej pory powstało już mnóstwo filmów, w których zbuntowani seniorzy pokazują figę poprzekreślanym na czerwono w kalendarzach dniom. Ta tematyka spodobała się także Dustinowi Hoffmanowi, którego debiutancki Kwartet wszedł w ubiegłym tygodniu na ekrany naszych kin.

   Hoffman przenosi widza do fikcyjnego domu spokojnej starości, który nieco różni się od pozostałych seniorskich pensjonatów. Ośrodek kieruje bowiem swoją ofertę do emerytowanych muzyków. Beecham House to istny wrzątek. Jest rozśpiewany do granic możliwości, a mieszkający w pensjonacie seniorzy radośnie muzykując robią przy tym naprawdę niezły rejwach. Ekscytacja wspólnymi próbami staje się tym większa, gdyż nadchodzi właśnie wyczekiwana co do dnia gala, na której emeryci mają zaprezentować się w pełnej krasie i przy okazji zebrać parę groszy na podupadający ośrodek. Największe nadzieje pokłada się w pewnym kwartecie, którego ponowny występ stałby się istną sensacją sezonu. Sęk jednak w tym, że pewna niedawno przybyła do pensjonatu diwa nie chce zgodzić się na występ...

D. Hoffman wraz z M. Smith i T. Courtenay'em (www.filmweb.pl)
   Wybranie się na Kwartet wydaje się dziś niezwykle kuszącym rozwiązaniem, gdyż obecny repertuar kin bardziej nas "odstrasza" niż zachęca do miłego i sympatycznego spędzenia wieczoru. Pośród takich propozycji jak Układ zamknięty, czy Raj: Wiara, Kwartet staje się po prostu zbawienny. Pozostałe propozycje kinowe choć warte zobaczenia choćby ze względu na istotne przesłanie, są poważne, ciężkie i absolutnie nie stanowią synonimu relaksu po ciężkim dniu spędzonym w szkole, czy w pracy. Kwaret to zatem film, którego z początkiem tego miesiąca mogliśmy wyczekiwać tak samo tęskno jak wiosny. Debiut Dustina Hoffmana bowiem istnym kinowym promyczkiem - zabawny, lekki i absolutnie brytyjski. I choć wychodząc z kina możemy czuć niedosyt i mieć wrażenie, że cała ta historia została naprędce zakończona to prędzej powiemy, że to wielka szkoda, że Kwartet nie trwał jeszcze chwili dłużej, niż wyjdziemy z sali naburmuszeni, że był on zupełną stratą czasu.

sobota, 13 kwietnia 2013

Imagine

Źródło: www.cinema3d.pl
   Niezwykle ciężko jest wyobrazić sobie życie niewidomego. Zazwyczaj nawet nie pragniemy o tym myśleć, jak gdyby nie chcąc sprowadzać na siebie złej wróżby. Cieszmy się z tego, że możemy przypatrywać się rozkwitającym powoli w parkach krokusom, omiatać wzrokiem nieśmiało wypełniające się ludźmi błonia, a nawet dostawać wytrzeszczu na widok wszędzie obłapującej się i oblizującej każdej wiosny młodzieży. Za nic w świecie, nie chcielibyśmy stracić możliwości obserwowania świata. To jeden z naszych największych lęków. Co jednak jeśli to ci, którym pan Bóg poskąpił wzorku mają większą wyobraźnię i widzą paradoksalnie świat piękniejszy od tego, w którym żyjemy? Co jeśli nasza radość jest niczym w porównaniu do radości niewidomego na wiadomość o tym, że poprawnie rozszyfrował fruwające w powietrzu dźwięki i ułożył sobie w głowie najpiękniejszy z najpiękniejszych obraz? O tym opowiada właśnie najnowszy film Andrzeja Jakimowskiego Imagine.

   Ian (Edward Hogg) jest niewidomy, lecz pomimo tego nie traktuje swojej wady jako ostatecznego nieszczęścia. Chce czerpać z życia garściami i żyć jak inni. Nie posługuje się laską. Przez lata opanował taki tryb życia, który pozwolił mu pozostać anonimowym wśród wiecznie omiatającego wszystko wzorkiem tłumu. Jako kontrowersyjny nauczyciel wyrusza do Lizbony, gdzie zaoferowano mu pracę w ośrodku dla niewidomych. Ian ma uczyć przebywające tam dzieci poruszania się w świecie, w którym wszystko widziane jest jedynie oczami wyobraźni. Buńczuczny Anglik nie do końca zyskuje zaufanie swoich podopiecznych, które czując jak świetnie porusza się bez laski, nie wierzą mu w jego kalectwo. Niedługo po przyjeździe poznaje także Evę ( Alexandra Maria Lara), która dotychczasowo chowała się w ośrodku przed światem. Gdy między dwojgiem na dobre zaczyna powoli rozkwitać niewinne uczucie, Ian stanie przed pewnymi wyzwaniami, które mogą go kosztować utratę cennej posady. 

Ian (E. Hogg) podczas lekcji ze swoimi podopiecznymi (www.tiff.net)
   Imagine jest filmem bardzo delikatnym i absolutnie powolnym. Fabuła zahacza leniwie o najważniejsze dla widza wątki, nie wskazując jednocześnie jak cała historia może się w ogóle skończyć. Choć w pewnym momencie możemy poczuć się znużeni takim tempem, reżyser nie pozwala nam na długo pozostać w tym stanie, pokazując na ekranie wyczynowo poruszających się po mieście bez laski bohaterów. Trudno jest wówczas wysiedzieć w fotelu i nie krzyknąć ukradkiem "uważaj" lub chociaż nie machnąć ze zdenerwowania ręką, chcąc jak gdyby odgonić zbliżających się do krawędzi Iana, Evę lub Serrano (Melchior Derouet). To niezapomniane momenty. Główny bohater budzi w nas dwojakie uczucia - w jednej chwili jesteśmy pełni współczucia dla jego kalectwa, a za chwilę możemy już tego żałować i pomstować na jego nieodpowiedzialność i niepotrzebną zupełnie brawurę. Jest zatem "jakiś" i to jest w nim najpiękniejsze. Imagine uczy nas wyostrzania innych niż wzrok zmysłów. Zupełnie nieświadomie zaczynamy nie tylko słyszeć różne dźwięki, ale i słuchać całego przekazu. Uczymy się wraz z bohaterami interpretowania świata, w którym oni poruszają się po omacku. Po wyjściu z kina tak naprawdę trudno jest uwierzyć, że nie jesteśmy częścią grupy, która przed chwilą miała lekcje na zalanym słońcem lizbońskim podwórku. Całe piękno filmu, jego przekaz i istotność dociera do nas dopiero po opuszczeniu kinowej sali. Dopiero wtedy dochodzi do nas, że choć nie byliśmy w stanie tego odgadnąć podczas seansu, wyobraziliśmy sobie wraz z bohaterami ich własny świat. Absolutnie piękny, choć w bardzo nieoczywisty sposób film.

piątek, 12 kwietnia 2013

Układ zamknięty

Źródło: www.cinema3d.pl
   Jeżeli czekacie na właściwy moment, na jakiś szczególnie niesprecyzowany nastrój, aby wybrać się na Układ zamknięty, to nie łudźcie się - nie przyjdzie. I choć niektórzy z nas absolutnie chcą zobaczyć ten film to jednak leniwie przebijające się przez chmury wiosenne słońce niespecjalnie zachęca nas do tego, aby iść do kina. Najlepiej dlatego wybrać się na niego późnym wieczorem lub, gdy niebo jest faktycznie pochmurne, a na dodatek leje jak z cebra. Dlaczego? Bo film Ryszarda Bugajskiego jest straszliwie ponury, mroczny i ciężki tematycznie. Wydawać by się nawet mogło, że jest on absolutnie abstrakcyjny, lecz gdy dłużej się jednak nad całą sprawą zastanowimy, natychmiast pozbędziemy się tego przekonania. I choć oczywiście nie należy wierzyć do końca w prawdziwość fabuły, z kina wychodzimy przerażeni i pełni oniemienia, bo doskonale wiedzieliśmy, że film oparty jest na faktach.

   Troje młodych mężczyzn decyduje się na założenie przedsiębiorstwa. Mają nadzieję na to, że będzie ono doskonale prosperować, a co do jego świetlanej przyszłości nie mają tak naprawdę żadnych wątpliwości. Wszystko zostało bowiem przekalkulowane i teraz nie pozostaje nic innego, jak czerpać z pracy zadowalające zyski. W Polsce niestety mamy znakomitą ilość przykładów karier, które dla pewnych ludzi stają się w końcu niewygodne. Tak też stało się w przypadku firmy Navar i jej trzech właścicieli. Ich bystre pomysły i żyłka do biznesu nie spodobały się prokuratorowi Kostrzewie (Janusz Gajos). Miał on na dodatek dosyć niewygodną, choć niebezpośrednią relację z jednym z biznesmenów, Piotrem Majem (Robert Olech). Niewiele myśląc postanowił zniszczyć przedsiębiorców, a Navar przekazać w ręce gminy. Wspólnie z ówczesnym ministrem (Krzysztof Gordon), prokuratorem Kamilem Słodowskim (Wojciech Żołądkowicz) i pracownikiem Urzędu Skarbowego Mirosławem Kamińskim (Kazimierz Kaczor), uknuli fałszywy spisek, przez którego założyciele Navaru trafili do więzienia. 

To jest film, który powinni obejrzeć wszyscy, którzy kiedykolwiek mogą decydować o cudzym życiu. W moim przekonaniu powinni obejrzeć go ci, którzy bardzo łatwo ferują wyroki. Niekoniecznie w sądzie, ale także na łamach prasy, w codziennych relacjach z innymi ludźmi - powiedział Bronisław Komorowski podczas uroczystej premiery filmu.
 
W. Żołądkowicz jako prokurator Słodowski (www.kultura.gazeta.pl)
   Układ zamknięty naprawdę warto zobaczyć choćby po to, aby przekonać się o sile swoich nerwów na polską rzeczywistość. Tematyka filmu jest niezwykle ciężka, mroczna i pozbawiona jakichkolwiek humorystycznych refleksów. Im dalej decydujemy się brnąć w fabułę, tym mocniej jesteśmy przerażeni i niewypowiedzianie zdumieni. Wychodząc w końcu z kina, tak pretensjonalne hasło reklamowe jakim stało się "Jutro mogą przyjść po ciebie", nabiera sensu i odbijać nam się będzie czkawką nawet jeśli osobiście nie mamy nic na sumieniu. Film poraził mnie dosłownie właśnie do tego stopnia. Jest niezwykle mocny w przekazie, dobitny i przerażający. Tym bardziej, jeśli uda nam się wytrwać do końca. Znakomita rola Janusza Gajosa, którego postać jest ukazana jako bezwzględna, nieczuła i zepsuta do szpiku kości. Dzięki niemu nie mieści nam się wprost w głowie, ani postać Andrzeja Kostrzewy, ani cała historia pokrzywdzonych przedsiębiorców. Kino opuścimy zatem głęboko zafrasowani, zdumieni i w poczuciu irytującej bezradności.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...