|
Źródło: www.listal.com |
Nie słyszano o nim w Ameryce, ani Europie. Ani na chwilę nie rozbłysnął tam, gdzie powinno się kochać jego muzykę, płyty mogłyby schodzić wręcz na potęgę, a ludzie pragnęliby wystawać w gigantycznych kolejkach przed koncertem. Zasłynął za to w RPA, przede wszystkim za czasów walki z Apartheidem, gdyż w jego piosenkach odnaleziono słowa otuchy, mądrość i nadzieję na przezwyciężenie nieprzyjaznego systemu. Przed przeszło 40 lat nic o tym nie wiedział, żyjąc w przeświadczeniu, że jego płytę nabyto na świecie jedynie w 6 egzemplarzach. O niesamowitej historii człowieka, który mógłby stać się ikoną równą Dylanowi i zespołowi The Rolling Stones opowiada najnowszy dokument Malik'a Bendjelloul'a,
Sugar Man. Główna rola przypada tutaj nietuzinkowemu artyście z Meksyku, Sixto Rodriguezowi, który po zatrważająco długim czasie w końcu staje się rozpoznawalny.
Bendjelloul przedstawia widzowi zaskakującą, niesłychanie ciekawą i nieporównywalną z innymi historię, która wydaje się tak abstrakcyjna, że aż niemożliwa w realnym życiu. Po tym jak trafiłam na Rodrigueza przy okazji oglądania zwiastunu do filmu
Candy (reż. Neil Armfield, 2006), z miejsca zakochałam się w takich utworach jak:
Sugar Man,
I wonder, czy
Crucify your mind. Producent tak pięknego przecież
Man on wire (2008) serwuje nam kolejny obraz, który wywołuje ciarki, niedowierzanie, nerwowe gestykulacje i absolutnie nie dające się utrzymać w ustach ochy i achy. Nie chcąc jednak przedstawiać treści dokumentu w tym miejscu kończę i apeluję, że
Sugar Mana, jak i samego Rodrigueza przegapić po prostu nie można.
Czytałam już gdzieś jeszcze recenzję i tu też ta sama opinia: fantastyczna historia, która wydałaby się nierealna, gdyby nie fakt, że opiera się na biografii. muszę koniecznie zobaczyć!
OdpowiedzUsuńI przepiękna, przepiękna muzyka!
Usuńpiękny film, świetnie zagrany, a do tego świetna muzyka:)
OdpowiedzUsuńTo prawda!
Usuń