![]() |
Plakat filmu (www.slizg.eu) |
Polacy to
naród pełen bolączek. Nie jesteśmy obojętni na żadne przewinienia i wbrew pozorom
dostrzegamy mnożące się w każdej sferze patologie. O prawdziwości tego
stwierdzenia można przekonać się biorąc pierwszy lepszy poranny autobus, w
którym dyskutującym o bieżącej polityce seniorom palą się ze złości policzki. Kończy
się to tylko jednak na biernym pomstowaniu, na którego odpowiedzi ze stron
najmłodszego pokolenia wprost nie możemy się czasami doczekać. Większość z nich
poszła jednak do tej pory po rozum do głowy i dawno temu wyjechała już za
granicę. Na warcie pozostają 40- i 50-parolatkowie. Być może to właśnie, obce
pozostałym pokoleniom poczucie, powoduje, że nasze matki i ojcowie biorą na
siebie odpowiedzialność za polską teraźniejszość i wyróżniają się nadzwyczajną
aktywnością w dialogu społecznym. Nie uciekają w banały, ani nie biorą nóg za
pas. Otwarcie mówią o tym, co uwiera ich w polskim społeczeństwie i podejmują
rozpaczliwe nierzadko próby nadawania rzeczom jako takiego ładu. Ich rolą jest
zwracanie uwagi na rodzące się wciąż na nowo problemy, a o tych mówi się
niemalże wszędzie, a już na pewno w mediach i polityce. Coraz częściej Polacy
nie obawiają się zabrać zdania w śmierdzących konserwatyzmem miejscach pracy, w
domu, czy nawet przy okazji sobotnich potańcówek ze starymi znajomymi z liceum.
Istniejące od niedawna przekonanie, że warto prowokować dyskusję o
współczesności możemy zaobserwować także w sztuce i bez wątpienia najbardziej
czytelne przesłania o niej płyną z filmu, a w szczególności z obrazów Wojciecha
Smarzowskiego.
Swoimi filmami
reżyser konsekwentnie podburza Polaków przeciwko narodowej kulturze bycia.
Pokazuje on bowiem naszą potworną mierność, której poczucie zabijamy bogaceniem
się i naśladowaniem zwyczajów zaobserwowanych za granicą. Każdy z filmów Wojciecha Smarzowskiego
kojarzy nam się z poczuciem niewyobrażalnego wstydu – za siebie i za rodaków. I
choć wiemy doskonale o tym, że przedstawiona w obrazie rzeczywistość jest
niewątpliwie przekoloryzowana, nie możemy się jednocześnie uwolnić od myśli, że
inspiracja reżysera nie pochodzi znikąd. Na początku 2013 r., przy okazji
premiery Drogówki- najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego- wszystkie
natrętne myśli, z którymi pozostawił nas na parę lat po Domu złym (2009) reżyser, wróciły. Tym razem prześwietla
on polską policję. Na tę wieść struchleli funkcjonariusze oblegali seanse Drogówki niemalże całą wiosnę.
![]() |
B. Topa, E. Lubos, R. Wabich i J. Kijowska jako filmowa drogówka (www.filmweb.pl) |
Film
Smarzowskiego można skojarzyć w pierwszym momencie z pewnym dość niewybrednym
dowcipem. W jednym z nich roztrzęsiony kierowca podaje policjantowi dokumenty
do kontroli. Gdy ten bierze je do ręki, rajdowiec prędko zauważa: „Panie
władzo! Czy nie wypadło panu przypadkiem właśnie 200 złotych?” W odpowiedzi usłyszał:
„Nie, Drogi Panie. Mi wypadłoby 500.” Wszystko, co bowiem wyobrażaliśmy sobie
lub wiedzieliśmy na temat policji jest w Drogówce pokazane. Wojciech
Smarzowski ukazuje funkcjonariuszy jako skorumpowanych i niepoważnych hulaków,
którym w głowie tylko wóda i baby. Bohaterowie jego filmu chętnie przyjmują
grube pliki pieniędzy w zamian za darowany mandat, korzystają z usług
prostytutek, przeklinają, piją na umór i migają się od odpowiedzialności. Jeden
jest tutaj wart drugiego. Wyobrażamy sobie zatem z początku, że film będzie
zabawnym splotem etiud o posterunkowych nieudacznikach, który choć rozbawi nas
do łez to sprowokuje po wyjściu z kina także pewną refleksję. O swojej pomyłce
zorientujemy się jednak, gdy sierżant Rysiek Król (w tej roli Bartłomiej Topa)
zostanie oskarżony o morderstwo swojego kolegi po fachu.
Drogówka nie
jest więc ani dramatem, ani komedią. Wypadałoby ją raczej rozpatrywać w
kategorii obyczaju lub filmu akcji. Chcąc uwiarygodnić przekaz, Smarzowski
zmontował swój film z dwóch różnych ujęć. Aby nie zbijać widza z właściwego
tropu, reżyser stara się pokazywać główne wątki filmu dzięki ujęciom
profesjonalnego kamerzysty. Wariackie eskapady policjantów sprawiają zaś
wrażenie rejestrowanych przez podchmielonego amatora, który szczęśliwie dla
siebie znalazł się w posiadaniu odjazdowego telefonu z kamerą. Choć nie zawahał
się go użyć, zachwiał się nie raz, co jest dla oczu odrobinę męczące. Czego
jednak nie zniesie się dla kawałka dobrego kina? Do tego pytania nie dojdą
zdaje się jednak wszyscy widzowie. Większość z nich może potraktować Drogówkę
jak „niezłą bekę”, która nie pozostawi po sobie nic jak tylko zdwojoną
nienawiść wśród blokersowych rycerzy herbu CHWDP. Inni mogą potraktować film nazbyt
poważnie i naiwnie uwierzyć w rzeczywistość, którą Smarzowski ewidentnie
podpicował. Idealnie jest podejść do niej z ostrożnością i dystansem, wiedząc
jak gdyby, że problemy korupcji i poplecznictwa w miejscu pracy, przymykania
oka na prostytucję, zdrady, czy alkoholizm są w Polsce chlebem powszednim. W jednak
każdym przypadku, niezależnie od wrażliwości widza, czkawką odbije się po
seansie wyświechtane westchnienie: „… bo to Polska właśnie!" i znów będzie nam
przykro.
Drogówka
Polska, 2013, 118'
reż. i scen. Wojciech Smarzowski, zdj. Piotr Sobociński Jr, muz. Mikołaj Trzaska, prod. Film It, dystr. Next Film, wyst. B. Topa, J. Kijowska, R. Wabich, A. Jakubik, M. Dorociński.