Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

wtorek, 19 marca 2013

Candy

Źródło: www.advancedportfolio1143.blogspot.com
   Filmów o narkotykach z wielką miłością w tle jest niewątpliwie w bród. Reżyserowie skupiają się w nich na nie mogącym się skończyć uzależnieniu, często kończąc obraz uśmierceniem głównego bohatera lub nierealnym happy endem. Oglądając tak te filmy jesteśmy zazwyczaj przytłoczeni ciężarem tematu, jednocześnie chwilami chcąc spróbować tego wszystkiego we własnym życiu. To ostatnie uczucie pojawia się jedynie przez chwilę, gdy oglądamy film Candy Neila Armfielda (2006). Oprócz tego, że pod koniec nie będziemy dowierzać temu co dzieje się na ekranie, zastanowimy się także jak grający główną rolę w obrazie Heath Ledger jak na ironię losu mógł zginąć w realnym życiu właśnie przez przedawkowanie leków nasennych.

   

   Film Armfielda opowiada historię młodej, łobuzerskiej pary - Candy (Abbie Cornish) i Dana (Heath Ledger). Razem z nimi przechodzimy przez kolejne etapy ich wspólnego życia - niebo, ziemię i piekło. Oboje choć utalentowani i dość ambitni nie mogą poradzić sobie z uzależnieniem. Przeżywają zatem wzloty i upadki swojego związku, licząc na to, że kiedyś uda im się zerwać z nałogiem i zacząć normalne życie. Problem jednak w tym, że to, co mają w zupełności im przez większość czasu wystarcza. Niewiele jednak myśląc pobierają się i decydują się zbudować taką rodzinę, o jakiej mają byle jakie pojęcie. Nie wiedząc nic o prawdziwym życiu i obowiązkach, coraz bardziej popadają w nałóg. Po pewnym czasie przychodzi jednak pora na dziecko, stawiając bohaterów przed trudnym wyborem.

A. Cornish i H. Ledger (www.tumblr.com)
  
   Na fabułę Candy, na całe szczęście, nie składają się żadne powtarzalne do znudzenia w innych filmach elementy. Nie ma zbędnej ckliwości poszczególnych scen, nielogicznych zdrad i powrotów, czy w końcu wielkich wyznań miłosnych, z których i tak później nic nie wynika. Wszystko widać jak na dłoni. Od początku do końca wierzymy w wielkie uczucie bohaterów - równie szaleńcze i piękne, co autodestrukcyjne. Oczywiście nie oznacza to jednak, że rozumiemy ich postępowanie! Wręcz przeciwnie. Niejednokrotnie zapytamy siebie o to, czy tak właśnie ma wyglądać miłość, a konkretne działania bohaterów nie będą dla nas zawsze jak dla nich, wyrazem poświęcenia. Czytając jednak dostępne w Internecie recenzje natknęłam się też na zdania o zbytnim przeciąganiu się fabuły filmu, która nie mając jednoznacznej linii płynie w nieskończoność, przyprawiając widza o znużenie. Jeden z autorów pisze, że oglądając poszczególne części Candy ma się w końcu ochotę już dotrzeć do momentu, w którym bohaterowie albo zdecydują się na odwyk, albo umrą z przedawkowania. Cóż, ile ludzi, tyle zdań. Choć nie ukrywam, że to wspomniane uczucie w trakcie filmu nie było mi obce to jednak po dobrnięciu do końca uznałam, że wszystko, co dotąd się wydarzyło miało jednak sens.

   Niezwykle przekonująco wypadają w filmie odgrywający główne role Heath Ledger i Abbie Cornish. Po obejrzeniu Candy nie możemy wprost oprzeć się wrażeniu, że film nie miał znaczącego wpływu na tragiczną śmierć Ledgera. Decydując się na obejrzenie Candy nie możemy zakładać, że będzie tam ukazane piękno miłości. Przygotujmy się raczej na bardzo chmurny, głęboko psychologiczny i ciężki do zrozumienia seans.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...