Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Klasyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Klasyka. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 listopada 2012

Angielski pacjent

Źródło: www.stopklatka.pl
    Angielski pacjent (reż. Anthony Minghella) to zdecydowanie jeden z tych filmów, który bardzo długo czekał na to, aby go wyciągnąć z półki. W 1996 r., a więc w czasach jego premiery, niemalże natychmiast okrzyknięto go arcydziełem. Zdobył rozliczne nagrody na wielu międzynarodowych festiwalach, w tym dwa Złote Globy, sześć wyróżnień BAFTA oraz dziewięć Oscarów. Scenariusz Angielskiego pacjenta został oparty na fabule powieści kanadyjskiego pisarza Michaela Ondaatje i wcześniejsze obejrzenie filmu z pewnością zachęca do przeczytania książki. Jednak sięgnięcie po Angielskiego pacjenta po raz pierwszy, w kilkanaście lat po jego premierze, niesie za sobą pewne oczekiwania. Ochrzczenie obrazu arcydziełem automatycznie kojarzy nam film Minghella z czymś niepowtarzalnym, niezapomnianym i przełomowym. Współczesne spojrzenie na obraz może przynieść jednak zgoła inne wrażenia. Z klasyką się jednak nie dyskutuje.

     W pierwszych ujęciach widzimy niewielki samolot, który przemierzając pustynię zostaje zestrzelony. To właśnie historia mężczyzny i kobiety lecących pechową maszyną będzie najważniejszym wątkiem obrazu. Jest rok 1943. Hrabia László de Almásy (Ralph Fiennes) szczęśliwie ratuje się w katastrofie i trafia wojskowego szpitala, w którym pracujący tam lekarze starają się przywrócić mu zdrowie. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę z tego, że koniec jest bliski. Młoda pielęgniarka, Hana (Juliette Binoche) mając dość ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce swojego oddziału, postanawia zatrzymać się w wypatrzonym z daleka opuszczonym zamku razem z cierpiącym pacjentem. Obiecuje, że gdy tylko ten wyzionie ducha, dołączy do reszty grupy. 

Kristin Scott - Thomas w roli Katharine Clifton i Ralph Fiennes (Źródło: www.alekinoplus.pl)
     Podejmując decyzję o zamieszkaniu w ruinach zamku, Hana ma nadzieję na samotne opiekowanie się hrabią. Prędko jednak pojawia się nieproszony gość, David Caravaggio (Willem Dafoe), który w wydaje się rozpoznawać w pacjencie byłego znajomego. Nie przychodzi jednak z pokojowymi zamiarami. Hana nie orientuje się w porę w zamiarach przybysza i pozwala mu na zamieszkanie w zamku. Uwaga pielęgniarki jest silnie skoncentrowana na zdrowiu Hrabiego oraz na odkrywaniu jego tożsamości. Powoli odsłania on bowiem przed nią historię swojego życia. Opowiada o uczuciu do kobiety, które zakończyło się wraz z feralnym wypadkiem. 

Juliette Binoche i Ralph Fiennes Źródło: www.moviepicturedb.com
     Angielski pacjent niewątpliwie należy do klasyki, po którą wypada sięgnąć. Choć fabuła filmu może się dłużyć, to do końca utrzymuje jednak w napięciu. Film jest wielowątkową opowieścią o czasach wojny. Reżyser z zamierzeniem i w sposób dobitny ukazuje brutalność tamtego okresu, nieubłaganie wdzierającą się do uczuć i historii ludzkich najbardziej kruchych i delikatnych. Pozornie niepasujące do siebie wątki zostają ułożone w sposób logiczny i w efekcie uzupełniają siebie nawzajem, tworząc ponadczasową historię. Ucztą dla oka jest oglądanie plejady wielkich gwiazd kina, które w filmie Minghella stawiały dopiero swoje pierwsze kroki. Angielski pacjent to film o pozycji, której po prostu nie wypada kwestionować, a obejrzeć należy.

niedziela, 9 września 2012

Frankie i Johnny

    "Frankie i Johnny byli zakochaną parą, a przynajmniej tak szła ta historia..." śpiewał wieki temu Sam Cooke. I choć piosenkowa miłość nie kończy się dobrze, a Frankie Johnnego zabija to jest jeszcze jej filmowa wersja. W niej losy zakochanych toczą się troszkę inaczej. Na całe szczęście! W 1991 roku Garry Marshall nakręcił przepiękny, lecz nieoczywisty romans. Frankie i Johnny jest obrazem, który wywołuje u współczesnego widza emocje, których skąpią nowoczesne produkcje.

    Frankie (Michelle Pfeiffer) pracuje jako kelnerka w jednej z nowojorskich knajpek. Do tej pory życie dało już dziewczynie nieźle popalić, więc do wszystkiego stara się podchodzić z rezerwą. Wydaje się być zadowolona ze swojej obecnej sytuacji, jednak w głębi serca marzy jeszcze o czerpaniu z życia garściami. Ale jak miałaby to zrobić skoro ono bezlitośnie formuje przeciwko niej swoje piąstki i nieźle boksuje? Frankie woli więc trzymać się na uboczu i obserwować. Pozwala rzeczom się dziać po prostu.

    Po spotkaniu Johnnego (Al Pacino) będzie musiała jednak zmienić swoją taktykę. Podstarzały, acz nad wyraz zadziorny Grek wyszedł właśnie z więzienia i został kucharzem restauracji, w której pracuje Frankie. Dziewczyna od razu wpada mu w oko. Johnny podejmuje więc pierwsze próby poskromienia złośnicy i jedna za drugą składa zakłopotanej Frankie propozycje randki. Choć bohaterka konsekwentnie odrzuca zaloty natręta to ostatecznie mu ulega. Zakochują się w sobie. Oczywiście niejednocześnie. Odczuwający niemiłosiernie upływający czas Johnny chce jak najszybciej sformalizować związek. Ona nie chce o tym słyszeć. A więc cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz.

    Historia więc stara jak świat, a jednak nieubłaganie chwyta za serce. Film Frankie i Johnny trzeba zobaczyć nie tylko ze względu na młodziutką i przepiękną Michelle Pfeiffer, czy legendarnego Ala Pacino. Według mnie należy na niego spojrzeć pod tym samym kątem, co na niedawno opisywany obraz Kiedy Harry poznał Sally. Jest to film, który już się nie powtórzy. Dziś wydaje się królować zupełnie inne aktorstwo. To, co kiedyś było urzekająco teatralne w grze zawodowców teraz jest wypierane przez realizm i autentyczność. Wrażenia duchowe schodzą na dalszy plan, a ich miejsce zajmują doznania estetyczne. To, co było kiedyś uznawane za znakomite dziś jest już właściwie dla niektórych tylko przeżytkiem. Dlatego warto wracać do takich filmów jak Frankie i Johnny. Aby posłuchać pięknej historii, wczuć się i nie móc oderwać od tytułu do końca życia.

sobota, 4 sierpnia 2012

Kiedy Harry poznał Sally...

    Kiedy Harry poznał Sally nie zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Ani ona w nim. I chyba całe szczęście, bo dzięki temu widz może oglądać jedną z najwspanialszych komedii romantycznych w historii kina! W 1989 roku Rob Reiner nakręcił klasyk, po którego każdy powinien sięgnąć. Najlepiej ogląda się go właśnie po tylu latach. Dlaczego? Bo Kiedy Harry poznał Sally przypomina widzowi jak bezpretensjonalne, lekkie i zabawne może być kino, kiedy scenarzyści postawią na najprostszą z najprostszych historię miłosną. O przyjaźni, która przeradza się w coś więcej.

    Harry (Billy Crystal) poznaje Sally (Meg Ryan) w dniu przeprowadzki obojga do Nowego Jorku. Podróż ma trwać aż osiemnaście godzin, więc przemyślna dziewczyna od razu przedstawia Harry'emu swoje zasady.  Ten z kolei konsekwentnie stara się zrobić na niej wrażenie swoim obyciem i niezależnością. Sally pozostaje jednak obojętna na uroki Harry'ego, nawet gdy ten wspomina, że jest bardzo atrakcyjną dziewczyną. Po przyjeździe do Nowego Jorku ich drogi się rozchodzą, a oboje zgodnie później potwierdzą, że już od pierwszej chwili się nie znosili.

    Po upływie kilku lat przypadkiem na siebie natrafiają. Sally jest zdziwiona, że Harry za pierwszym razem jej nie poznaje. Zdąży się jednak nim zmęczyć i pożałować wcześniejszych myśli, kiedy okaże się, że lecą tym samym samolotem. Namolny Harry przysiada się do kobiety i towarzyszy jej aż do końca podróży. Ponownie się rozchodzą.
  
    6 lat później znów na siebie trafiają. Sally właśnie rozstała się z wieloletnim narzeczonym, a Harry szykuje się do rozwodu. Zagubiony i nieco sfrustrowany ostatnimi wydarzeniami mężczyzna zgadza się przyjaźnić z Sally. Odtąd będą nierozłączni - kochając się i nienawidząc jednocześnie. Oboje do końca będą wierzyć, że ich relacja nie ma szansy na przerodzenie się w coś głębszego. Do czasu. Wtedy znajomość znów zostanie zerwana. A co potem? Sylwestrowa noc i najprawdopodobniej jedno z najpiękniejszych i najbardziej pamiętnych wyznań miłosnych w historii kina!
 
   Kiedy Harry poznał Sally to film, na którego premierze ponad dwadzieścia lat temu reżyser powinien zaznaczyć, że zyskuje wraz z upływem czasu. Dzisiaj jest już niewiele obrazów tego gatunku, które przedstawią historię tak banalnie prostą i przez to zachwycającą. Nie ma tutaj skomplikowanej psychologii bohaterów, nadęcia fabuły, wymuszonych dialogów i nie do końca zrozumiałych żartów. W Kiedy Harry poznał Sally podziwiamy królową komedii romantycznych Meg Ryan, kiedy była u progu swojej kariery aktorskiej. Dzięki niej postać Sally jest przepiękna, świeża i niezwykle wzruszająca. Partnerujący jej Billy Crystal uczynił z Harrego bohatera, którego nie sposób jest zapomnieć. Oboje grają w sposób, jakiego w dzisiejszych komediach romantycznych, myślę już nie uraczymy. Są w filmie niemalże teatralni, jednocześnie nie tracąc na prawdziwości. Klasyka gatunku. Wzrusza i bawi.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...