|
Źródło: www.film.onet.pl |
Parę lat temu Jacek Borcuch zaskarbił sobie widzów filmem
Wszystko, co kocham. Film zyskiwał dodatkowo na wartości, gdy zdecydowaliśmy się na obejrzenie go w starym, studyjnym kinie. Ja
Wszystko, co kocham obejrzałam w gdańskim Neptunie i szczerze przyznaję, że jest to jedno z najpiękniejszych wspomnień, jakie ze sobą noszę. Tak czy inaczej, to właśnie dzięki
Wszystko, co kocham szersza publiczność zapoznała się ze wchodzącymi gwiazdami polskiego kina- Mateuszem Kościukiewiczem i Jakubem Gierszałem. Z tym ostatnim, Borcuch zdecydował się współpracować ponownie, tym razem nad projektem
Nieulotne. Do udziału w filmie zaprosił także młodziutką Magdę Berus, którą kilka miesięcy wcześniej widzowie mogli oglądać w
Bejbi blues Katarzyny Rosłoniec. Z przykrością jednak należy stwierdzić, że
Nieulotne, choć obfitujące w przepiękne ujęcia, a wyjątkowym klimatem estetycznym porażą niejednego wrażliwca, są absolutną stratą czasu.
Oś fabularną filmu wyznaczają losy Kariny (Magda Berus) i Michała (Jakub Gierszał), dwojga studentów, którzy poznają się na wakacjach w Hiszpanii. Miłość kwitnie - jest szalona, namiętna, zmysłowa itd., ale widz ma przeczucie, że to musi się jednak szybko skończyć. Głównemu bohaterowi przytrafia się więc pechowa historia, którą nie prędko będzie mógł wymazać z pamięci. Aby się jednak uspokoić, chłopak wraca w rodzinne strony i decyduje się zaczekać tam na Karinę. Po powrocie zwierza się jej, lecz ona go odrzuca. Na głowie ma bowiem dość inny, zgoła poważny problem.
|
M. Berus i J. Gierszał (www.filmweb.pl) |
Nieulotne byłyby naprawdę przepiękne, gdyby nie przekombinowanie. Historia Kariny i Michała jest zbyt zagmatwana, niedokończona i nielogiczna. Główne postaci zbyt wiele czasu poświęcają rozmyślaniom, z których tak naprawdę nie wyniknie później nic konstruktywnego. Przynajmniej dla widza. Mając do dyspozycji tak idealnie pasujących do siebie głównych bohaterów, można by ułożyć historię miłosną tak przewidywalną, tak mało odkrywczą, a pomimo to wciąż porywającą widzów. Z udziałem Berus i Gierszała nie mogłoby się nie udać. Reżyser postanowił jednak brnąć w nieoczywiste, zapewne z nadzieją na stworzenie nieodtwórczej i zapadającej w pamięć historii kochanków. Niestety jednak większość widzów nie zrozumiała dobrze Borcucha, lub nie zrozumiała go w ogóle. Najjaśniejszym punktem jest drugoplanowa rola Joasi Kulig, która jest dla
Nieulotnych jedynym i absolutnym promyczkiem. Na ekranie pojawia się jednak bardzo rzadko. Nowa propozycja Borcucha powala natomiast na kolana pięknymi zdjęciami, za które Michał Englert został nagrodzony podczas zeszłorocznego Festiwalu Filmowego w Sundance. Dla przeciętnego widza, wiecznie i z własnej woli będącego pod urokiem
Wszystko, co kocham to jednak zbyt mało. Zaraz po wyjściu z kina wołamy wręcz o pomstę do nieba, z jakiego powodu taki film mógł się w ogóle przytrafić. Wielka, wielka, wieeeeelka szkoda.
piękne obrazy i metafora śmierci (zabójstwa) jako nowego początku, ot co!
OdpowiedzUsuń:D
Oj, nasi polscy reżyserzy zamiast stworzyć coś pięknego w swojej prostocie to kombinują, oj kombinują. Podobne odczucia miałam do "Bez Wstydu". Ale czekam na "Miłość" Fabickiego! Obym się nie zawiodła!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy Miłość nie będzie zbyt udramatyzowana, ale też czekam! A Bez wstydu jak dotąd jeszcze nie widziałam, ale polskie kino naprawdę kocha, kocha, kocha poświęcać się patologiom. Pozdrowienia :)
Usuń