www.jazzsoul.pl |
"Ta historia wydarzyła się naprawdę - mówi w "Klubie Trójki" Maria Sadowska - W Polsce jedna kobieta zapoczątkowała serię procesów sądowych, pokazała, że jedna osoba może coś zmienić, dzięki niej prawo pracy zaczęło być przestrzegane."
Dzień kobiet opowiada historię Haliny Radwan, pracownicy sieci handlowej Motylek. Kobieta właśnie dostała awans i jak to zwykle w Polsce bywa przysporzyła sobie tym samym paru wrogów. Od czasu, gdy zaczęła nową pracę wyraźnie zaczęło być widoczne, że jej koleżanki podzieliły się na obozy. Jedne stanęłyby za Haliną murem, a drugie przyczyniłyby się do strącenia jej ze stołka kierownika sklepu. Nie przejmując się tym jednak, kobieta sumiennie wypełnia obowiązki i darzy swojego przełożonego zaufaniem w kwestii przydzielania zadań. Choć kilkakrotnie przejdzie jej przez myśl, że dane działanie jest niekoleżeńskie, a nawet nieetyczne, nie odważy się postawić. Na domiar złego jeszcze się w draniu zakocha.
K. Kwiatkowska jako H. Radwan (www.wyborcza.pl) |
Dzień Kobiet jest naprawdę dobrym filmem. Jest niezwykle emocjonalny. Patrząc na zmagania głównej bohaterki stawiamy przed sobą w pewnym momencie pytanie - jakim sposobem ona się jeszcze w ogóle trzyma? Pomimo tego, iż wiemy, że to jedynie filmowa fikcja, porównujemy problemy Haliny ze swoimi. W moim przypadku wypadło to naprawdę blado. Postaci Halinki wprost nie można nie polubić - jest niezwykle prawdziwa w swojej naiwności i nieporadności w kierowaniu zespołem pracowników. Choć doskonale wiemy, że medal ma zawsze dwie strony i Halina nie jest bez winy, żałujemy jej i współczujemy. Gorąco kibicujemy, aby to się wreszcie wszystko skończyło! Katarzyna Kwiatkowska wykonała zatem tytaniczną pracę i w wywiadach sama podkreśla, że wejście w tak dramatyczną rolę pozwoliło jej w końcu oderwać łatkę "naczelnej śmieszki polskiej". W filmie warto zwrócić także uwagę na bezbłędnego Eryka Lubosa w roli szefa Haliny. Jego życiowe creda wprost kładą na łopatki.
Jako przeciętny widz, nie mam Dniu Kobiet absolutnie nic do zarzucenia, choć nagromadzenie Halinkowych problemów w pewnym momencie wydaje się wprost abstrakcyjne. Jak jednak zauważyłam, ma to i swoje dobre strony. Bynajmniej obraz nie kojarzy mi się jednak z westernem. I po raz któryś pomstuję, z jakiego powodu mówimy znów, że ktoś lub coś jest polskim odpowiednikiem czegoś amerykańskiego! Uproszczenia uproszeniami, a marketing marketingiem, oczywiście. Ja uważam jednak niezmiennie, że polsko-amerykańska skala filmowa nie istnieje. Jest to absolutnie nieporównywalne. Nie te progi, nie ta technika, gra, kompozycja - wszystko inne. Polskie naprawdę nie znaczy złe i potrafi się samo obronić.
To westernowe porównanie zapewne miało dotyczyć filmów z Clintem Eastwoodem, który w pojedynkę zwalczał wszystkie czarne charaktery i nikogo się nie bał. Jak Halinka...
OdpowiedzUsuńBardzo fajny film , polecam! Ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuń