|
Źródło: www.warszawa.repertuary.pl |
Kiedy jeszcze w końcu ubiegłego roku
Operacja Argo (reż. Ben Affleck, 2012) wchodziła do kin, stwierdziłam, że mogę się zadowolić się tylko zwiastunem. Nie porwało mnie wtedy nic poza grzmiącym w tle
Dream On Aerosmith. Zdecydowałam więc, że te dwa Oscarowe pewniaki -
Lincolna (reż. Steven Spielberg, 2012) i
Operację Argo, bez wyrzutów sumienia mogę sobie odpuścić. Później jednak film Afflecka zaczął zbierać coraz więcej nagród i pochwał, więc zaczęłam się poważnie zastanawiać nad jego obejrzeniem. Wreszcie nadarzył się leniwy wieczór i cały spokój zrujnowały mi palpitacje serca, o które przyprawił mnie obraz, o którym w życiu bym nie pomyślała, że będzie aż tak dobry.
Akcja filmu przenosi widza na koniec lat 70-tych, kiedy to dynamicznie wzrasta napięcie pomiędzy Ameryką i Iranem. Ostry spór pomiędzy dwoma krajami wywołuje pobyt irańskiego szacha w Stanach Zjednoczonych, którego bezzwłocznego wydania domagają się jego rodacy. Irańczycy chcą, aby wydać im byłego przywódcę celem osądzenia go za powzięte działania, które ci uważają za zdradzieckie i niegodne przebaczenia. Amerykanie wiedzą natomiast, że ruch, którego domagają się ich przeciwnicy, poważnie podburzyłby ich pozycję międzynarodową i fatalnie wpłynąłby na relacje z sojusznikami. W czasie, gdy żadna ze stron nie chce ustąpić, Irańczycy forsują bramy amerykańskiej ambasady w Teheranie i wszystkich pracowników placówki biorą jako swoich zakładników. Szóstce z nich cudem udaje się jednak uciec i dostają schronienie w domu ambasadora Kanady. Wiedzą jednak, że zanim nadeszła krytyczna sytuacja nie udało się
zniszczyć wszystkich poufnych dokumentów i Irańczycy prędzej, czy później zorientują się, że nie pojmali wszystkich pracowników ambasady. Czas ucieka, a zatem szybko należy znaleźć kogoś, kto jakimś sposobem wydobędzie Amerykanów z pułapki. Na szalony pomysł uratowania kolegów wpada Tony Mendez (Ben Affleck) z CIA, który z pomocą swoich przyjaciół z branży filmowej (John Goodman i Alan Arkin) chce udać się do Iranu pod pretekstem kręcenia filmu science fiction. Pragnie oszukać Irańczyków i sprawić, aby pomyśleli, że mają do czynienia z 7-osobową ekipą filmową z Kanady, która przybyła do kraju wyłącznie w celach zawodowych. Nie będzie jednak tak łatwo.
|
Prawdziwi uczestnicy operacji Argo (www1.whdh.com) |
Operację Argo z pewnością należy odczytywać w kategoriach hołdu, którego twórcy chcieli złożyć pracownikom CIA w podzięce za niesamowicie złożoną i trudną akcję ratunkową. Jest pot, krew i łzy, strach, desperacja i niepewność, naprawdę wszystko, co sprawia, że z sekundy na sekundę zaczynamy coraz bardziej wnikać w historię operacji. Absolutnie trafioną dawkę humoru zapewnia duet Goodman-Arkin, a tymczasem Affleck każdym działaniem stara się doprowadzić nas do załamania nerwowego. Tak dla równowagi. Niektóre artykuły w amerykańskiej prasie zdają się już sugerować, że dotychczasowo niedoceniany reżyser
Operacji Argo jest materiałem na nowego Clinta Eastwooda, który płynnie przesuwa się w dobrym kierunku ku czemuś więcej niż kulturze popularnej. Na razie na pewno świętuje jeszcze otrzymanie Oscara za najlepszy film roku.
Operacja Argo z pewnością pozytywnie zaskakuje, reprezentuje solidne kino akcji (przynajmniej w moim kobiecym odczuciu) i zapada w pamięć, jako jeden z tych filmów, które zbyt pochopnie można byłoby odrzucić w przedbiegach. I byłaby to wielka szkoda!
Niesamowicie spęta i zestresowana oglądałam ten film.
OdpowiedzUsuńPodzielam to w 100%!
UsuńUważam że Oscar dla "Argo" jest w 100% zasłużony. Zgadzam się z tobą, że film wciąg, czego też się po nim nie spodziewałam. Ja miałam podobne podejście do filmu "Wróg nr 1", ale w końcu przysiadłam jednego wieczora i go obejrzałam i muszę przyznać, że był nawet strawny :)
OdpowiedzUsuńNa Wroga nr 1 daję sobie jeszcze czas:)
Usuńdebiut reżyserski afflecka? nie jestem specjalistą, więc pytam - bez spinki - a np. the town? :)
OdpowiedzUsuńU, mój błąd przyznaję. Szykowałam się zobaczyć kiedyś The Town, ale nie wiedziałam, że film wyreżyserował Affleck. Cenne spostrzeżenie!
UsuńA ja nadal nie wiem, czy chce mi się oglądać ten film-mam wrażenie, że znów mamy perspektywę działającą bardziej na korzyść amerykańskiej świetności.Ale może się mylę.
OdpowiedzUsuńO Ameryce powiedziane jest oczywiście wszystko dobrze. Może i nawet za bardzo, bo wiadomo, że jakieś koloryzowanie rzeczywistości na pewno jest :D Ale tak czy inaczej ja się filmowi opierałam, a po obejrzeniu doszłam do wniosku, że jednak jest to dobry, a nawet i może bardzo dobry. Tak czy inaczej Lincolna np. nadal konsekwentnie omijam...
OdpowiedzUsuńJa omijałam ten film szerokim łukiem. Widzę jednak, że muszę koniecznie nadrobić. I jak to mam w zwyczaju, tuż po Oskarach :)
OdpowiedzUsuńE tam! Nieważne kiedy, ważne, że naprawdę, naprawdę warto :)
Usuń