Podglądania powstają jako najlepszy sposób wypełnienia wolnego czasu. Sprawdzę, czy pisanie o filmach może przynieść tyle samo radości, co oglądanie ich. W polityce, a więc w tym, co studiuję nie znajduję nic z filmowego charakteru. Oczywiście poza abstrakcyjnością i paskudnymi charakterami.

wtorek, 26 listopada 2013

Przestępca też filozof

www.filmzwiastun.pl
   Pisząc scenariusz do Adwokata Cormac McCarthy musiał doskonale wiedzieć o tym, że każdy z nas ma swoje słabości. Dla jednych będą to pieniądze, dla drugich kobiety, dla jeszcze innych wystawne życie, hazard, czy szybkie samochody. Można powiedzieć, że każdy ma takie słabości, na jakie go stać. Zawsze, gdy możemy chcemy więcej i więcej. Czy lepiej jest powiedzieć sobie stop, gdy jeszcze jest na to czas, czy może warto w życiu ryzykować, by później na stare lata niczego nie żałować? Gdy poznamy tytułowego Adwokata, być może dowiemy się jaka jest odpowiedź na to pytanie. Tak dla świętego spokoju. A z błędów głównego bohatera możemy się wiele nauczyć. Lubujący się w wystawnym życiu Mecenas (Michael Fassbender) znalazł właśnie tę jedyną. Miłość Laury (Penelope Cruz) jest dla niego jak dotąd najcenniejszą wartością w życiu. Tak mu się przynajmniej wydaje. Z nie mniejszą czułością i troską obchodzi się jednak też ze swoim majątkiem, którego chciałby leniwie powiększać w nieskończoność. Niekoniecznie brylując na sali sądowej oczywiście. Nic prostszego. Jego przyjaciel Reiner (Javier Bardem) od razu służy pomocą i proponuje bohaterowi lukratywny układ, w który ten wchodzi tak bez reszty i bez rozsądku. Wabiony łatwym zyskiem Adwokat nie zwraca uwagi na ostrzeżenia siedzącego od dawna w tej branży Westrey'a (Brad Pitt) i naraża na niebezpieczeństwo siebie i Laurę. Po przeczytaniu takiej historii można spodziewać się naprawdę fantastycznego kina. Wielu widzów przeczuwało nawet, że owocem współpracy Ridleya Scotta i Cormaca McCarthy'ego będzie kryminalne arcydzieło. Na takie miano Adwokat jest jednak zbyt mało dynamiczny. Fabuła leniwo snuje się pomiędzy kilkoma wątkami, które nie łatwo z początku połączyć i zrozumieć. I choć nasze czekanie zostaje ostatecznie wynagrodzone, nic nie zrekompensuje nam zawodu, że Adwokatowi daleko do mrożącego krew w żyłach kryminału, czy thrillera. W trakcie oglądania najnowszego filmu Scotta mamy wrażenie, że jest on literacką opowieścią o nieco moralizatorskim wydźwięku. Praktycznie wszyscy bohaterowie Adwokata filozofują i udzielają sobie nawzajem życiowych wskazówek. Ich wywody są nieco przyciężkie w odbiorze i podwójnie niezrozumiałe- przez nieprzystającą do konwencji filmu poetyckość i brak idei fix w wyrażanej myśli. Przedstawiając nam anonimowego everymana, reżyser sugeruje widzowi, że każdy może podzielić los mecenasa. Każdy z nas jest bowiem choć trochę łasy na pieniądze, wysoki status i luksus. To jak bardzo jesteśmy do tych wartości przywiązani może okazać się, gdy zostaniemy postawieni w obliczu wyboru - mieć, czy nie mieć. Aby wyrazić dobitnie swoje przesłanie, Scott przedstawia nam w ostatnich scenach filmu anonimowego Bankiera (Goran Višnjić), który ma właśnie zdecydować, czy niebezpieczna gra z przestępcami i płynące z niej zyski są jeszcze dla niego czegoś warte. McCarthy i Scott nie przekonują też widza co do miłości Laury i mecenasa. Nadali ich relacji zbyt płytki charakter, niepotrzebnie przedstawiając tych dwoje na okrągło w niedwuznacznych sytuacjach. Na Adwokata warto się wybrać tylko z jednego względu. Choć Cameron Diaz nigdy nie wybierała ról, w których mogłaby się popisać, tym razem zrobiła wyjątek. Widz ma wrażenie, że rola niebezpiecznej Malkiny jest dla niej wręcz drugą skórą. Diaz jest drapieżna, niezrównoważona, wariacka i zabójczo, zabójczo seksowna. Tego nie wypada przegapić! Resztę scen bez jej udziału śmiało możemy przespać. 

Adwokat/The Counselor
USA, 2013, 117'
reż. Ridley Scott, scen. Cormac McCarthy, zdj. Dariusz Wolski, ed. Pietro Scalia, muz. Daniel Pemberton, prod. Ridley Scott, Nick Wechsler, Steve Schwartz, Paula Mae Schwartz, dystr. 20th Century Fox, wyst. Michael Fassbender, Penélope Cruz, Cameron Diaz, Javier Bardem, Brad Pitt.

piątek, 22 listopada 2013

Pyszny weekend

www.kuchniaplus.pl
Od piątku przez kolejne 3 dni odbywać się będzie w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku kolejna edycja festiwalu Kuchnia + Food Film Fest! 

Podczas jego trwania obejrzeć będzie można kilkanaście ciekawych dokumentów o tematyce kulinarnej i hit 13. Festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty Smak Curry w reżyserii Ritesha Batry. Na jakie filmy warto zwrócić uwagę?
W piątek będzie można wybrać się wieczorem na Ostatni ocean w reżyserii  Petera Younga. Dzięki niemu dowiecie się, w jakim stanie jest ekosystem wód, z których w zatrważających ilościach wyławiamy skarby, które lądują później na naszym talerzu obok cytrynki i frytek. Jeżeli jednak 20.00 to dla Was za późno i wolicie być w tym czasie na parkiecie, będziecie mogli skusić się na dwie wcześniejsze propozycje - Skarby tajskiej kuchni, czy Kulinarne dziedzictwo Alp

W sobotę o 11.00 coś dla dzieci! Warsztaty kulinarne czekają na wszystkie maluchy dla których lepienie babek z piasku to zdecydowanie za mało. O 13.00 w programie dokument Farmer i jego książę w reżyserii Bertrama Verhaaga. Czy kolega naszego Księcia Jana Lubomirskiego-Lanckorońskiego zza granicy dobrze radzi sobie z rolnictwem i ekologiczną hodowlą zwierząt? Ten dokument może obnażyć wszystkie sekrety Księcia Walii! W kolejce do oglądania zostaną Wam później także Gorzki smak czekolady, z którego dowiecie się jak naprawdę wyglądają realia pracy na plantacjach kakao na Wybrzeżu Kości Słoniowej oraz Fair Trade- Sprawiedliwy handel?, w którym Donatien Lemaitre sprawdza jak ta cała sprawiedliwość wymiany wygląda w praktyce. Jeżeli nic Was dotąd nie zainteresowało to być może zechcecie wybrać się popołudniem na dokument o coca-coli? Romain Icard odkrywa co tak naprawdę kusi nasze podniebienia i jaka jest tajemnica najsłynniejszego napoju gazowanego na świecie. O tej samej porze wyświetlony zostanie także francuski dokument Parcie na żarcie, a wieczorem z filmu Czerwona obsesja ucieszy się sam Marek Kondrat. Historia przemysłu winiarskiego opowiedziana głosem Russella Crowe'a? To dopiero musi być coś! Wieczorem organizatorzy festiwalu zapraszają na specjalnie wydaną z tej okazji kolację filmową (we Wrocławiu odbędzie się ona w restauracji Hotelu Monopol). 

A niedziela? Niedziela będzie też będzie dla Was. Zaczynamy od filmowego śniadania w stylu slow food. Później spieszmy się powoli do kin na elBulli-kulinarny interface. Dzięki dokumentowi Eduarda Martí dowiecie się jak tworzy się w kuchni wielka sztuka z udziałem Ferrana Adrii- jednego z najsłynniejszych restauratorów na świecie. Popołudniem będziecie mieli szansę poznać tajniki najtrudniejszego egzaminu dla sommelierów dzięki filmowi Somm lub wybrać się razem z reżyserem Mistrzów herbaty na przepięknie zielone plantacje naszej ulubionej rośliny. Wieczór spędzić możecie natomiast oglądając Smak curry Ritesha Batry. Jak zmieni się życie Ili, która pakując codziennie przepyszny lunchbox dowie się, że trafiał on nie do jej męża a do nieznajomego mężczyzny?

Więcej szczegółów na temat festiwalu znajdziecie na stronie oficjalnej kanału Kuchnia + http://www.kuchniaplus.pl/ksite/kuchniaplus-food-film-fest-2013/

Do jakiego kina wybrać się w każdym mieście?

Warszawa- Kino Kultura, ul. Krakowskie Przedmieście 21/23
Wrocław- Kino Nowe Horyzonty, ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21
Poznań- Kino Muza, ul. Św. Marcina 30
Gdańsk - Kino Neptun, ul. Długa 57

sobota, 16 listopada 2013

Oh, Baby!

www.kinopraha.pl
   "W tym filmie widziałam więcej pornografii niż przez całe swoje życie!" - tak powiedziała moja koleżanka, którą "Don Jon" absolutnie odrzucił dosłownością, nadmiarem seks klipów i wulgarną rolą Scarlett Johansson. Ja w przeciwieństwie do niej myślę, że Joseph Gordon Levitt całkiem dobrze zaplanował swój pełnometrażowy debiut. Zamiast samotnego i pryszczatego nastolatka, którego mimowolnie możemy kojarzyć z problem uzależnienia od pornografii, Levitt przedstawia nam Jona. Napakowany testosteronem i sterydami dwudziestoparolatek nie jest sobie w stanie poradzić z tym, że wyuzdane w geometrycznych pozycjach pornogwiazdy podniecają go bardziej niż jakakolwiek "dziesiątka" w realnym życiu. Choć w niedługim czasie przyjdzie mu zmierzyć się z wartościami, których był wcześniej więcej niż pewien, Jonny Boy korzysta z życia pełną parą. Levitt doskonale balansuje na granicy komizmu sytuacji i ważności poruszanego tematu. Nie trywializuje uzależnienia Jona, ani nie wmawia widzowi, że omawiany problem dotyczy dziś znakomitej większości mężczyzn. Poprzez rozrywkę jaką jest oglądanie "Dona Jona", Levitt zwraca naszą uwagę na skutki uboczne rewolucji technologicznej ubiegłych dekad i maksymalne spłycenie relacji międzyludzkich w dzisiejszych czasach. Reżyser nie pozostawia też wątpliwości co do swojego stosunku do kościoła katolickiego, przedstawiając go (bądź, co bądź wyjątkowo śmiesznie) jako hipokrytyczny i zatwardziały twór. Levitt stara się walczyć w "Donie Jonie" z łatkami: bezrefleksyjnego byczka, tępej plastikowej lali, nieobecnego nastolatka z nosem w komórce, czy rozpaczającej i bolejącej nad stratą bliskich wdowy. W interesujący sposób przekazuje nam, że w jego mniemaniu każdy z nich ma swoją głębię i prawdziwe, mądre "ja", które pojawia się, gdy nadejdzie odpowiednia okazja. Nie pozostawia nam też złudzeń co do tego, że życie to nie film. Ani pornos, ani romans.

Don Jon
USA, 2013, 90'
reż. i scen. Joseph Gordon Levitt, zdj. Thomas Kloss, ed. Lauren Zuckerman, muz. Nathan Johnson, prod. Ram Bergman, Nicolas Chartier, dystr. Relativity Media, wyst. Joseph Gordon Levitt, Scarlett Johansson, Tony Danza, Julianne Moore i inni.

piątek, 15 listopada 2013

Zrozumieć Bitników

www.film.com
   Ostatnimi czasy lubimy odgrzewać historie pokolenia amerykańskich Bitników. 3 lata temu pojawił się Skowyt Roba Epsteina i Jeffrey'a Friedmana, z Jamesem Franco w roli młodego poety Allena Ginsberga. Niedługo później do kina mogliśmy wybrać na nieco nieudane, lecz do wybaczenia W drodze Waltera Sallesa. W obu tych obrazach poczuliśmy się jak szalony był okres lat 50. w Ameryce, jak bardzo pragnięto wówczas wyzwolenia twórczości, wywrócenia klasycznych kanonów  i życia na krawędzi psychicznego, i fizycznego wyniszczenia. Dopóki nie zabierzemy się za czytanie Nagiego lunchu Williama Burroughsa, wszystkie smaczki życia Bitników z pewnością będą nas kręcić. Reżyser John Krokidas najwidoczniej jednak dzielnie przebrnął przez to dzieło i prawdopodobnie też przez wiele innych, które powstały z ręki Kerouaca, czy Ginsberga. Udało mu się nakręcić dzięki temu film Kill Your Darlings, w którym śledzimy początki twórców Beat Generation. Młody Allen Ginsberg (Daniel Radcliffe) dostał się właśnie na Uniwersytet Columbia. W prędkim czasie ulega fascynacji Lucienem Carrem (Dane DeHaan), który za nic ma uniwersyteckie zwyczaje, klasyki literatury, obyczajowość współczesnych Amerykanów i wszystkich, którzy się do niego nie przyłączą. Lucien wprowadza Allena w świat, którego ten w skrytości poszukiwał. Pragnienie namiętnego i totalnego przeżywania życia, burzenia tego, co skostniałe i staroświeckie, wyzwalania siebie poprzez każdy możliwy sposób staje się dla Ginsberga i jego kolegów podnietą do napisania manifestu pokolenia. Jakkolwiek dobry, staje się przedmiotem uczelnianych drwin i pokpiwań. Jego opublikowanie przyćmi także pewne wydarzenie z parku Riverside, w którego zamieszany będzie Lucien i jego wieloletni kochanek i prześladowca David Kammerer (Michael C.Hall). Te błyskawiczne zwroty zdarzeń w historii Bitników, udaje się Krokidasowi przedstawić w sposób jasny, mocny i prowokujący dalsze poszukiwania widza o twórcach Beat Generation. Reżyser pragnie zdaje się uwspółcześnić odbiorcy postaci Ginsberga, Carra, Burroughsa i Kerouaca, przedstawiając ich jako ogarniętych twórczym szałem nastolatków, którzy rozrabiają w uniwersyteckiej bibliotece w rytm hitu zespołu TV on the Radio. Krokidas zmiękcza sylwetki Bitników, upraszcza pojedyncze historie z ich życia i tym samym ma się wrażenie, że nawet usprawiedliwia i tłumaczy ich przed widzem. Kill Your Darling sprawia, że pozostawiamy dla Bitników większy margines tolerancji. Wyjątkowo komicznie jest w filmie przedstawiony William Burroughs (Ben Foster), którego maniakalne dbanie o siebie, oszczędność gestów i dobitność głoszonych uwag tworzą nieskończone pokłady uroku osobistego. Poważnie nie potraktujemy też Kerouaca. Prędko zapomnimy o tym, że jest to ten sam mężczyzna, którego powierzchowne i wybiórcze traktowanie relacji z najbliższymi, brak szacunku do ciała oraz nieokrzesanie doprowadzą go później na skraj obłędu. Krokidas pozwala nam na moment zapomnieć o tym jak zabójczy pęd do życia miał każdy z tych chłopców. Sprawia ponadto, że chcemy wiedzieć o nich wiedzieć więcej, przeniknąć ich i być jednymi z nich.

Tnij linie słów
Tnij linie muzyki
Rozwal obrazy kontrolne
Rozwal maszynę kontrolną.


William Burrougs, Szybki strzał 

Kill Your Darlings, Na śmierć i życie
USA, 2013, 104'
reż. John Krokidas, scen. John Krokidas, Austin Bunn, zdj. Reed Morano, ed. Brian A. Kates, muz. Nico Muhly, prod. Michael Benaroya, Christie Vachonn, Rose Ganguzza, John Krokidas, dystr. Sony Picture Classics, wyst. Daniel Radcliffe, Ben Foster, Dane DeHaan, Michael C. Hall, Jack Huston, Jennifer Jason Leigh, Elizabeth Olsen i inni.

niedziela, 10 listopada 2013

Życie z miłością w tle

www.eonline.pl
   Życie ludzkie jest istotne. To, jak je widzimy zależy często od tego kim jesteśmy dla osoby, którą oceniamy. Dla kolegów i koleżanek ze szkoły może najbardziej liczyć się, z jakiej rodziny jesteśmy- biednej, czy bogatej. Dziś takimi rzeczami potrafimy wytłumaczyć w dorosłym życiu praktycznie wszystko. Pracodawca się tym jednak nie zajmie. On, gdy przyjmuje nas do pracy patrzy wyłącznie na doświadczenie. Rodzice na nasze sukcesy. Babcia z kolei myśli tylko o tym, czy mamy pełne brzuchy. Zwykli przechodnie, nic o nas nie wiedząc, często zastanawiają się nad nad tym jakie jest nasze życie i przypatrzywszy się uważnie temu jak jesteśmy ubrani snują egzotyczne teorie. W ostatecznym rozrachunku jednak nie to jest ważne. Liczy się przede wszystkim to, co my sami myślimy o swoim życiu, a najczęściej przychodzi nam zastanawiać się nad nim przez jeden tylko pryzmat- miłości.
Nieustannie zagubioną w swoich myślach i nieco niechlujną Adele (Adele Exarchopoulos) dręczą takie właśnie myśli. Licealistka po raz pierwszy zaczyna poważnie zastanawiać się nad swoją seksualnością. Chcąc dać ujście nie dającym się dłużej krępować emocjom, Adele ryzykuje i umawia się na randkę z kolegą, której finał odrobinę rozjaśni dziewczynie drogę. Od tej pory bohaterka powoli usiłuje przekonać się do wstydliwych pragnień i wybiera się pewnego wieczoru do lesbijskiego pubu. Wyglądając na śmiertelnie onieśmieloną debiutantkę, przykuwa uwagę niebieskowłosej Emmy (Léa Seydoux), która w krótkiej chwili przerywa krępującą dla Adele rozmowę przy barze. Od tej pory pomiędzy dziewczętami wybuchnie romans, którego płomienne początki zaprowadzą je wprost w dorosłe życie, na którego rozpoczęcie obie są niejednakowo przygotowane.         
Léa Seydoux jako Emma (www.forelite.pl)
Abdellatif Kechiche obserwuje życie Adeli z perspektywy jej uczuciowości i wyborów nią podyktowanych. Sugestywny tytuł Życie Adeli: Rozdział 1 i 2 mówi widzowi, że po niemal 3-godzinnym seansie nie na zawsze żegna się on z bohaterkami filmu. Oby jednak na odpowiednio długo. Chcąc przybliżyć widzowi problem seksualności i trudnych wyborów z nią związanych we współczesnym świecie, Kechiche może dosłownie obrzydzić widza prezentowanym w filmie realizmem. Widać go szczególnie w postaci Adele, której nie raz zechcemy rozczesać grzebieniem poklejone włosy lub wytrzeć nos po wypłakaniu rzeki łez. Partnerująca Adele Léa Seydoux nie prowadzi swojej bohaterki w sposób aż tak nachalny, przez co ogląda się ją na ekranie o wiele chętniej. Osławione już w trakcie premiery filmu w Cannes sceny erotyczne także podzielą widzów. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że dosłowność obrazu i zbytni naturalizm scen gwałci wyobraźnię widza i nie pozostawia po nich dreszczu rozkoszy. Z drugiej strony, podsumowując film, nie można jednak odmówić mu racji poruszanego problemu, którym jest nie tylko społeczne obchodzenie się z osobami homoseksualnymi. Życie Adeli jest także ważnym głosem w sprawie zagubienia młodych ludzi we współczesnym świecie. Kechiche obnaża nieudolne i nieprzemyślane do końca wybory, nieumiejętność prowadzenia rozmów o problemach, spłycenie relacji z rodzicami, konieczność porzucania ideałów i rozchwianie emocjonalne, które codziennie należy maskować. Życie Adeli nie jest zatem filmem o miłości. Uczucie bohaterek jest jedynie tłem do o wiele głębszej historii, której potencjał Kechiche powinien bardziej wykorzystać przy kontynuacji Życia Adeli.
Życie Adeli, La vie d'Adele, Blue is the warmest colour
Francja, 2013, 172'
reż. Abdellatif Kechiche, scen. Ghalia Lacroix, zdj. Sofian El Fani, e. Ghalia Lacroix, Albertine Lastera, Camille Toubkis, prod. Abdellatif Kechiche, dystr. Wild Bunch (Francja), Gutek Film (Polska), wyst. Léa Seydoux, Adèle Exarchopoulos,  Mona Walravens,  Salim Kechiouche i inni. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...